Andrzej Smyczyński, brat drugiego pilota, kwestionuje ustalenia komisji badającej przyczyny wypadku w Mirosławcu. Od roku prowadzi prywatne śledztwo.
W styczniu opowiedział w mediach o groźbach pod swoim adresem. Pewnego dnia zajechał mu drogę nieznany samochód. Siedzący w nim mężczyzna kazał mu „zostawić sprawę Mirosławca”. Miała to być prośba od „wysoko postawionych panów w mundurach”. Kolejne ostrzeżenia dostał na skrzynkę głosową telefonu oraz drogą elektroniczną. – Po upublicznieniu przeze mnie tych informacji groźby się nie powtórzyły – przyznaje w rozmowie z „Rz”.
Na naciski skarżyła się też Klaudyna Andrzejewska, córka gen. Andrzeja Andrzejewskiego. W TVN wspominała, że dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik chciał ją powstrzymać od publicznego wypowiadania się o katastrofie. Błasik uznał zarzuty za bezpodstawne.
Zarówno Smyczyński, jak i Andrzejewska złożyli w tej sprawie zeznania. Ostatecznie prokuratura zdecydowała się wszcząć śledztwo. – Wpłynęły do nas wnioski o ściganie. Ale nie było to konieczne. Śledztwo zostało wszczęte z urzędu – wyjaśnia płk Andrzej Haładyn, zastępca wojskowego prokuratora okręgowego w Poznaniu.
Jednocześnie trwa przedłużone do 24 kwietnia śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy CASY. Samolot transportowy rozbił się w styczniu 2008 r. kilkaset metrów od lotniska w Mirosławcu. Zginęło 20 żołnierzy.