– Wybory do europarlamentu są poligonem przed kolejnymi kampaniami – uważa konsultant polityczny Sergiusz Trzeciak. – Już w wyborach parlamentarnych w 2011 roku prowadzone dobrze lub źle kampanie internetowe będą miały znaczący, a być może decydujący wpływ na wyniki.
Na stronie [link=http://www.glosuje.com.pl]www.glosuje.com.pl[/link] można porównać własne poglądy wyborcze z preferencjami kandydatów na europarlamentarzystów. Z 1306 ubiegających się o mandat do środowego popołudnia zarejestrowało się zaledwie 138.
– Politycy boją się Internetu, bo część z nich nie potrafi się nim posługiwać – mówi politolog Maria Nowina-Konopka.
Na razie politycy przypominają sobie o Internecie tuż przed wyborami, a to błąd. – Klient raz zdobyty jest tańszy w utrzymaniu, niż pozyskanie nowego – zauważa Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego. – Polityk powinien najpierw łowić wyborców w sieci, potem poprowadzić swych zwolenników do urn, a potem przez całą kadencję co parę godzin informować ich, jak realizuje swoje zobowiązania wyborcze. I tak do kolejnych wyborów.
Według Trzeciaka kampania internetowa przypomina zdobywanie Dzikiego Zachodu: - Kto pierwszy wejdzie na terytorium, ten wygra. Z czasem konkurencja będzie większa i trudniej będzie się przebić. Kampania za pośrednictwem Internetu, w szczególności poprzez portale społecznościowe, jest najtańszą i jednocześnie bardzo skuteczną formą kampanii.