Politycy w Internecie, czyli jak się zdobywa Dziki Zachód

Kto już dziś zacznie promować się w sieci, znacznie zwiększy swoje szanse w wyborach – ale raczej w tych zaplanowanych na 2011 rok

Publikacja: 03.06.2009 18:58

Politycy promują się m.in. na Naszej-Klasie

Politycy promują się m.in. na Naszej-Klasie

Foto: Fotorzepa, MW Michał Walczak

– Wybory do europarlamentu są poligonem przed kolejnymi kampaniami – uważa konsultant polityczny Sergiusz Trzeciak. – Już w wyborach parlamentarnych w 2011 roku prowadzone dobrze lub źle kampanie internetowe będą miały znaczący, a być może decydujący wpływ na wyniki.

Na stronie [link=http://www.glosuje.com.pl]www.glosuje.com.pl[/link] można porównać własne poglądy wyborcze z preferencjami kandydatów na europarlamentarzystów. Z 1306 ubiegających się o mandat do środowego popołudnia zarejestrowało się zaledwie 138.

– Politycy boją się Internetu, bo część z nich nie potrafi się nim posługiwać – mówi politolog Maria Nowina-Konopka.

Na razie politycy przypominają sobie o Internecie tuż przed wyborami, a to błąd. – Klient raz zdobyty jest tańszy w utrzymaniu, niż pozyskanie nowego – zauważa Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego. – Polityk powinien najpierw łowić wyborców w sieci, potem poprowadzić swych zwolenników do urn, a potem przez całą kadencję co parę godzin informować ich, jak realizuje swoje zobowiązania wyborcze. I tak do kolejnych wyborów.

Według Trzeciaka kampania internetowa przypomina zdobywanie Dzikiego Zachodu: - Kto pierwszy wejdzie na terytorium, ten wygra. Z czasem konkurencja będzie większa i trudniej będzie się przebić. Kampania za pośrednictwem Internetu, w szczególności poprzez portale społecznościowe, jest najtańszą i jednocześnie bardzo skuteczną formą kampanii.

[srodtytul]Z Naszej-Klasy do Sejmu [/srodtytul]

Pierwszym politykiem, który przed wyborami w 1997 roku uruchomił prywatną stronę, był Tadeusz Syryjczyk, a szlak w drodze z sieci po mandat przetarł przedstawiciel następnego pokolenia Michał Jaros, dziś poseł PO z Wrocławia. Dwa lata temu dzięki kampanii na portalu [link=http://nasza-klasa.pl/" "target=_blank]Nasza-Klasa[/link] wszedł do Sejmu z ostatniego miejsca listy.

Teraz jego wyczyn próbują powtórzyć nawet osoby z tytułami profesorskimi, choćby europoseł Zbigniew Zaleski, numer 2 na lubelskiej liście PO, który ma już na Naszej-Klasie ponad 21 tys. "znajomych".

Jeszcze więcej zdobył ich profesor Jan Krysiński nr 2 na liście PO w Łodzi, któremu na zaproszenie odpowiedziało prawie 33 tys. osób. – Nie oczekiwałem, że przez miesiąc będzie aż taki odzew – przyznaje Krysiński.

– Bycie na Naszej-Klasie to jak picie piwa nad Wisłą. Kto się tam pojawił, ten nie może być skostniałym politykiem, to musi być swój chłop. To punkt dla kampanii Zaleskiego i Krysińskiego. Ich znajomi mają wrażenie uczestniczenia w życiu ważnych ludzi – mówi Mistewicz. – Jeśli co piąty z znajomy Krysińskiego pójdzie na wybory, a co dziesiąty odda na niego głos, profesor ma szanse na mandat.

Nasza-Klasa jest najbardziej obleganym portalem przez polityków, bo wśród polskich internautów ma ona więcej odwiedzających niż serwis mikroblogowy (pozwalający umieszczać wpisy krótkie wpisy) [link=http://twitter.com/" "target=_blank]Twitter[/link] oraz społecznościowe portale [link=http://www.facebook.com" "target=_blank]Facebook[/link], [link=http://www.myspace.com/" "target=_blank]Myspace[/link], [link=http://grono.net/" "target=_blank]Grono[/link] i [link=http://www.goldenline.pl/" "target=_blank]Goldenline[/link] razem wzięte (według badań przeprowadzonych przez Megapanel PBI/Gemius w sierpniu 2008 roku).

W przypadku Krysińskiego administrator Naszej-Klasy uznał, że kandydat prowadzi agitację i wysłał mu ostrzeżenie. – Zdjęliśmy ze strony informacje, że profesor kandyduje do parlamentu – mówi członek jego sztabu wyborczego. – Minęło kilka tygodni i w poniedziałek konto zostało zablokowane bez ostrzeżenia. Nie wiemy dlaczego i próbujemy, na razie bezskutecznie, skontaktować się z administratorem.

Szczególną rolę w sieci spełnia portal YouTube, dzięki któremu można zostać rozpoznawalnym, ale niekoniecznie uzyskać dobry wynik wyborczy. Przekonał się o tym Krzysztof Kononowicz, kandydat na prezydenta Białegostoku w ostatnich wyborach samorządowych. Film z jego wystąpieniem (słynne "żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego") odtworzono ponad pół miliona razy, ale wybory Kononowicz sromotnie przegrał.

– Internauci poszukują zabawnych historyjek, a nie poważnych wystąpień – tłumaczy Nowina-Konopka. – Dla nich jest to portal rozrywkowy.

[srodtytul]Jak w Ameryce[/srodtytul]

Michał Kamiński należy do tych polityków, którzy poważnie podchodzą do obecności w Internecie. – Wierzę w nową przestrzeń, w której tworzyć się będzie społeczeństwo obywatelskie – deklaruje lider warszawskiej listy PiS. Założył swoją stronę internetową, na której znajdują się odsyłacze do jego profili na Facebooku, Twitterze oraz Blogu.

– Użytkownicy Facebooka uważają, że kto nie ma swojego konta na tym portalu, nie istnieje – komentuje Trzeciak. – Jeśli polityk zarejestruje się na nim, to znaczy, że przynależy do ich społeczności.

Na Twitterze Kamiński znalazł się, bo dowiedział się, jaką rolę serwis odegrał podczas ubiegłorocznych wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. – Dla takich partii jak PiS przekaz w sieci jest bardzo ważny, bo nie mamy własnych mediów – wyjaśnia.

Poprzez Internet promuje się bardziej wizerunek niż program, bo mało kto chce czytać w sieci odezwy czy memoriały. Kamiński spisał swój w punktach i obok górnolotnych stwierdzeń o reprezentowanie interesów Polski napisał także coś dla ludzi: „Mój plan to także tani Internet i tani roaming. Czas skończyć ze zdzierstwem sieci telefonii komórkowych”.

Politycy fotografują się z rodzinami i psem lub kotem, podczas aktywnego wypoczynku oraz wśród znanych osób. Rodzina to atut, więc sześcioletnia Tosia tak napisała o Michale Kamińskim: „To nasz Tata. Ciągle bardzo zajęty! Tata nie zawsze słucha mamy, zwłaszcza, gdy w telewizji pokazują mecze piłkarskie. Tata chciałby, żebym tak jak on była kibicem Legii”,

[srodtytul]Pokolenie gier wideo [/srodtytul]

Internet jest głównym źródłem informacji dla 53 proc. polskich internautów, których jest w Polsce 16 mln - wynika z badania przeprowadzonego przez Millward Brown SMG/KRC na zlecenie ING Banku Śląskiego. Z sieci korzysta aż 87 proc. osób w wieku 16-24 lata.

Już niedługo decyzje o tym, komu zostanie powierzona władza będzie podejmować pokolenie wychowane na grach wideo. – Nie czytają tekstów, ale je skanują. Wyłapują słowa, wyrażenia, które przyciągają ich uwagę. Dlatego politycy szukają sposobu, by za pomocą takich środków dotrzeć do wyborców – mówi Eryk Mistewicz.

– Wybory do europarlamentu są poligonem przed kolejnymi kampaniami – uważa konsultant polityczny Sergiusz Trzeciak. – Już w wyborach parlamentarnych w 2011 roku prowadzone dobrze lub źle kampanie internetowe będą miały znaczący, a być może decydujący wpływ na wyniki.

Na stronie [link=http://www.glosuje.com.pl]www.glosuje.com.pl[/link] można porównać własne poglądy wyborcze z preferencjami kandydatów na europarlamentarzystów. Z 1306 ubiegających się o mandat do środowego popołudnia zarejestrowało się zaledwie 138.

Pozostało 92% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej