„Rz” ustaliła prawdziwe okoliczności uprowadzenia polskiego inżyniera w Pakistanie. Ujawniamy też istnienie kluczowego świadka w tej sprawie.
Wersja oficjalna: rankiem 28 września 2008 r. Piotr Stańczak, pracownik Geofizyki, jedzie przez bezdroża Pakistanu niebieskim pikapem. Siedzi obok pakistańskiego kierowcy. Na tylnej kanapie podróżują ochroniarz i drugi kierowca. W pobliżu miejscowości Pind Sultani (60 kilometrów od Peszawaru) samochód zatrzymuje grupa uzbrojonych talibów. Dochodzi do ostrzału. Giną ochroniarz i dwaj kierowcy. Stańczak zostaje porwany.
Tak naprawdę historia uprowadzenia wyglądała inaczej. Razem ze Stańczakiem jechały cztery, a nie trzy osoby. W samochodzie był pasażer, Pakistańczyk – Ali (imię zmienione). Przeżył atak jako jedyny prócz porwanego inżyniera.
Polski wywiad już w październiku 2008 r. wpadł na trop ocalałego świadka porwania.
Początkowo nasze służby sądziły, że Ali pomógł talibom w porwaniu Stańczaka, wystawiając ofiarę. To tłumaczyło, dlaczego przeżył zasadzkę.