Związkowcy z Komitetu Obrony Stoczni Gdańsk rozbili miasteczko namiotowe kilkanaście metrów od domu Donalda Tuska w Sopocie. Mimo że premier kilka godzin wcześniej powiedział: – Mój wnuk ma akurat w ten weekend chrzest, zaplanowany od dawna. Ze względu na nadmierną ilość gości chrzciny odbędą się gdzie indziej. Siłą rzeczy także moja rodzina i ja będziemy gdzie indziej w tym czasie.
Nie zraziło to związkowców. Liczą, że premier do niedzielnego wieczoru znajdzie czas, by się z nimi spotkać. Chcą z nim rozmawiać o dramatycznej sytuacji przemysłu stoczniowego i mają dla niego prezent: piłkę, by jako zapalony piłkarz „miał czym grać w czasie pracy”.
Czy szef rządu ją odbierze i porozmawia ze stoczniowcami? – Jeśli nie przyjdzie, będzie tchórzem – mówi „Rz” Karol Guzikiewicz, wiceszef stoczniowej „Solidarności”, który przewodzi akcji.
Choć związkowcy mają zgodę władz miasta, wicepremier i szef MSWiA nazwał postawienie przez nich miasteczka „naruszaniem miru domowego premiera”. W odpowiedzi Guzikiewicz zadeklarował zakończenie protestu, jeśli wicepremier zaprosi związkowców na rozmowy.
[wyimek]Premier ma czas grać w piłkę, a nie ma czasu się z nami spotkać - Karol Guzikiewicz, wiceszef „s” w stoczni[/wyimek]