Miała tam powstać fabryka utylizująca odpady poubojowej, ale zostały tylko długi, choć rodzinne spółki Grabków wzięły pożyczki na preferencyjnych zasadach od Wojewódzkiego Funduszowi Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Łodzi. Firma Anny, którą reprezentuje jej ojciec Kazimierz, jest winna 7,7 mln złotych, które pożyczyła w 2002 roku, oraz 4 mln zł odsetek, które narosły od udzielonej pożyczki. – Czekamy na wycenę majątku, a następnie licytację – mówi Tomasz Łysek, dyrektor biura WFOŚiGW w Łodzi.
Z powodu nie spłacania rat fundusz założył Annie Grabek w 2003 r. sprawę cywilną w sądzie. Dzięki odwołaniom, zażaleniom i zwolnieniom lekarskim jej ojca i pełnomocnika proces miał swój finał dopiero po czterech latach, a uprawomocnienie wyroku trwało blisko dwa.
W kolejce na egzekucję czekają trzy kolejne firmy należące do rodziny Grabków, które pożyczyły z kasy funduszu 5,8 mln zł, a dziś ich dług sięga prawie 10 mln zł. Wyrok już jest, ale Grabek trzeci rok robi co może, żeby się nie uprawomocnił.
Jednocześnie próbuje on nakłonić łódzki fundusz do współpracy, proponując zamianę długu na akcje rodzinnych spółek. – Nie ma mowy o współpracy, czekamy na zwrot przynajmniej części pożyczonej kwoty po sprzedaży nieruchomości – zapewnia Tomasz Łysek.
Grabek uważa, że jego oferta biznesowa była szansą na odzyskanie przez fundusz całego długu. – Uruchomienie produkcji żelatyny, a potem fabryki utylizującej odpady poubojowe przyniosłoby dochód, a tak fundusz nie odzyska pożyczonych pieniędzy – mówi „Rz” Kazimierz Grabek. – Złożę zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez zarząd, który spowoduje szkodę finansową wielkich rozmiarów.