Zacznijmy od końca, czyli poradnika „dla odchodzących księży“. Szkoda, że rady takie jak „nie bądź śmieszny, nie wykonuj teatralnych gestów, nie rób wokół swojej osoby więcej zamieszania niż zwykle, przekłuj w sobie balon, który być może wyhodowałeś przez lata bycia księdzem“ albo „ważne abyś się nie radykalizował, nie krytykował Kościoła bezmyślnie“ na nic już się nie przydadzą panu Obirkowi czy Węcławskiemu/Polakowi. Ale tekst (w formie dekalogu, a jakże by inaczej) składa się z wielu zasad i refleksji nie uchybiających rozsądkowi. Tak się tylko zastanawiam, czy wysokonakładowa gazeta, niekoniecznie rozchwytywana po parafiach, to dogodne miejsce na artykuł adresowany do ściśle określonej garstki duchownych.
„Rób to, co jest dla ciebie ważne (…) napisz własne przykazania, abyś potrafił sam iść wybraną przez ciebie drogą“ - pisze autor, dominikanin i to z doktoratem. A mnie nachodzi kolejna wątpliwość, czy w ogóle ten tekst powstał jako wsparcie nominalnych jego adresatów, czy raczej jako manifest, ekspresja własnych problemów. Autor „korzysta z pozwolenia przełożonych na przebywanie poza klasztorem“. Nie mam prawa w tej materii wypowiadać się kategorycznie, ale coś mi się zdaje, że dalsze owocne pisanie własnych przykazań raczej utrudni mu powrót.
Polscy księża powinni czym prędzej korzystać z tego poradniczka, bo ludzie są „Wkurzeni na proboszczów“, o czym zawiadamia tytuł rozmowy z politologiem Radosławem Markowskim. Rozmowa miała szansę być ciekawa, w końcu Markowski „siedzi“ na wynikach Generalnego Studium Wyborczego, czyli pokaźnej górze danych. Miała szansę, gdyby nie nieszczęsny sposób jej poprowadzenia – zero ciekawości, chęci dowiedzenia się czegoś o świecie, jeno potrzeba utwierdzenia, tryskająca w pytaniach w stylu „Ludzie powiedzieli 'nie' Kościołowi?“ albo „PiS jest partią skazaną na wymarcie?“. Ale i tak Markowski zdołał powiedzieć parę istotnych rzeczy, np. o nowym zjawisku większego udziału kobiet i osób z wykształceniem podstawowym (niestety rozmówca nie chciał podrążyć tematu).
Do serca warto też wziąć wypowiedź „Rysowanie mapy Polski dwoma kolorami – ci na Kaczyńskiego, ci na Komorowskiego – jest zupełnie bez sensu. Tak naprawdę należałoby wziąć trzy kolory – żółty, niebieski i szary. Dla każdej gminy wziąć 50% szarego – to ci, którzy nie głosują. Do tego dodać 30% żółtego (to Komorowski) i 20% niebieskiego (Kaczyński) (…) tak naprawdę w każdym okręgu mieli poparcie i jeden, i drugi. Taka mapa wygląda jak wielka szara plama. Nie ma głębokiego podziału na dwie Polski“.
W innym miejscu prof. Markowski opowiada frapujący i mniej barbarzyński wariant mantry o niewykształconych małomiasteczkowych, starych, biednych i brudnych wyborcach PiS: „To typ zagubienia, nieradzenia sobie z życiem. (…) Tuska wybierali ludzie mieszkający tam, gdzie wytwarza się efektywnie dochód narodowy, a Kaczyńskiego głównie ci, którzy ten dochód konsumują, żyją z transferów. PiS to fenomen tzw. klas transferowych, czyli ludzi, którzy żyją z transferów budżetowych (…) zatrważająco znaczna część tego elektoratu wypracowała patenty na życie – metody, jak doić budżet“.