Pawel Bravo: Kraj świeży jak z gazetki

„Jeśli biskupi są ludźmi racjonalnymi powinni (…) zaakceptować zachodzące w Polsce zmiany cywilizacyjne, na które i tak nie mają wpływu“ – tak pieczętuje swój wstępniak do Gazety Świątecznej Witold Gadomski. I rzeczywiście, większość dzisiejszych „świątecznych“ kolumn GW promienieje zelektryfikowanym blaskiem postępu.

Aktualizacja: 24.07.2010 20:04 Publikacja: 24.07.2010 19:53

Paweł Bravo

Paweł Bravo

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Zacznijmy od końca, czyli poradnika „dla odchodzących księży“. Szkoda, że rady takie jak „nie bądź śmieszny, nie wykonuj teatralnych gestów, nie rób wokół swojej osoby więcej zamieszania niż zwykle, przekłuj w sobie balon, który być może wyhodowałeś przez lata bycia księdzem“ albo „ważne abyś się nie radykalizował, nie krytykował Kościoła bezmyślnie“ na nic już się nie przydadzą panu Obirkowi czy Węcławskiemu/Polakowi. Ale tekst (w formie dekalogu, a jakże by inaczej) składa się z wielu zasad i refleksji nie uchybiających rozsądkowi. Tak się tylko zastanawiam, czy wysokonakładowa gazeta, niekoniecznie rozchwytywana po parafiach, to dogodne miejsce na artykuł adresowany do ściśle określonej garstki duchownych.

„Rób to, co jest dla ciebie ważne (…) napisz własne przykazania, abyś potrafił sam iść wybraną przez ciebie drogą“ - pisze autor, dominikanin i to z doktoratem. A mnie nachodzi kolejna wątpliwość, czy w ogóle ten tekst powstał jako wsparcie nominalnych jego adresatów, czy raczej jako manifest, ekspresja własnych problemów. Autor „korzysta z pozwolenia przełożonych na przebywanie poza klasztorem“. Nie mam prawa w tej materii wypowiadać się kategorycznie, ale coś mi się zdaje, że dalsze owocne pisanie własnych przykazań raczej utrudni mu powrót.

Polscy księża powinni czym prędzej korzystać z tego poradniczka, bo ludzie są „Wkurzeni na proboszczów“, o czym zawiadamia tytuł rozmowy z politologiem Radosławem Markowskim. Rozmowa miała szansę być ciekawa, w końcu Markowski „siedzi“ na wynikach Generalnego Studium Wyborczego, czyli pokaźnej górze danych. Miała szansę, gdyby nie nieszczęsny sposób jej poprowadzenia – zero ciekawości, chęci dowiedzenia się czegoś o świecie, jeno potrzeba utwierdzenia, tryskająca w pytaniach w stylu „Ludzie powiedzieli 'nie' Kościołowi?“ albo „PiS jest partią skazaną na wymarcie?“. Ale i tak Markowski zdołał powiedzieć parę istotnych rzeczy, np. o nowym zjawisku większego udziału kobiet i osób z wykształceniem podstawowym (niestety rozmówca nie chciał podrążyć tematu).

Do serca warto też wziąć wypowiedź „Rysowanie mapy Polski dwoma kolorami – ci na Kaczyńskiego, ci na Komorowskiego – jest zupełnie bez sensu. Tak naprawdę należałoby wziąć trzy kolory – żółty, niebieski i szary. Dla każdej gminy wziąć 50% szarego – to ci, którzy nie głosują. Do tego dodać 30% żółtego (to Komorowski) i 20% niebieskiego (Kaczyński) (…) tak naprawdę w każdym okręgu mieli poparcie i jeden, i drugi. Taka mapa wygląda jak wielka szara plama. Nie ma głębokiego podziału na dwie Polski“.

W innym miejscu prof. Markowski opowiada frapujący i mniej barbarzyński wariant mantry o niewykształconych małomiasteczkowych, starych, biednych i brudnych wyborcach PiS: „To typ zagubienia, nieradzenia sobie z życiem. (…) Tuska wybierali ludzie mieszkający tam, gdzie wytwarza się efektywnie dochód narodowy, a Kaczyńskiego głównie ci, którzy ten dochód konsumują, żyją z transferów. PiS to fenomen tzw. klas transferowych, czyli ludzi, którzy żyją z transferów budżetowych (…) zatrważająco znaczna część tego elektoratu wypracowała patenty na życie – metody, jak doić budżet“.

Dalej, nie kontrowany przez dziennikarza, zaczyna jednak snuć już ciężko nieuprawnione uogólnienia: „znaczna część elektoratu PiS powinna mieć (a nie ma) świadomość, że ich byt zależy głównie od tego, jak sprawnie i jakim kosztem zaradni i odpowiedzialni za swój los ludzie w większości głosujący na PO zapracują na siebie – i na wysokie podatki zapewniające znośny byt pozostałym“. Może szkoda, że tego wywiadu nie prowadził choćby Marek Beylin, który dwie strony dalej w felietonie o prowincji, jaką ujrzał z perspektywy mazurskiego letniska, pisze: „dziki kapitalizm, wpychający ludzi w niemal niewolniczą zależność stabilizuje się i instytucjonalizuje przez nieformalne porozumienia przedsiębiorców, lokalnych polityków i urzędników. Takie jest jedno z oblicz naszej modernizacji – Polska zaradna gniecie Polskę bezradną“. Szkoda, bo byłaby okazja do spięcia.

Podobnie odpuszczono Markowskiemu dowcip, który mógł zaowocować całkiem poważnym wątkiem rozmowy. Na pytanie o „PiS skazany na wymarcie“ mówi otóż, że to „fenomen generacyjny“ (elegancki sposób na powiedzenie, że PiS to ramole). „Niech pan zauważy: dziadek z Wehrmachtu zadziałał jeszcze pięć lat temu. Dziś już chyba coraz mniej – a wielu pewnie spyta, czy Wehrmacht to nowa gra komputerowa“. Nie całkiem mi do śmiechu, bo kilka stron wcześniej pewna nauczycielka licealna uświadamia to samo zjawisko: w pracach maturalnych, które sprawdzała, Marek Edelman pojawiał się jako gestapowiec. Może więc nie wystarczy czekać, aż „fenomen generacyjny“ sam się unieważni w drodze wymarcia? Markowski jako politolog z profesorskim tytułem miałby tytuł do napomnienia rządzących, jakie koszty dla jakości polityki niesie ze sobą degradacja wiedzy historycznej w szkole.

Zanim resort edukacji dokończy swojego dzieła, wciąż istniejące imaginarium historyczne próbuje przemeblować kolejny profesor, Andrzej Romanowski, autor tekstu o zgubnym patriotyzmie Solidarności a więc patriotyzmie PiS, który stanowi zagrożenie dla „naszej tożsamości“ (choć nie definiuje choćby pobieżnie, kto to „my“). Nie będę tekstu Państwu streszczał, jak kto pamięta ze szkoły, co pisali Stańczycy, to wie już o co chodzi. Ale odnotuję ku pamięci, że do pognębienia kaczystowskiego patriotyzmu spod ciemnej powstańczej gwiazdy przydał się nawet ten trędowaty Dmowski. Został dwukrotnie powołany w tekście jako niechętny legionom, jako działacz wznoszący się ponad historiozofię własnego obozu, o laickich korzeniach i tak dalej, no po prostu wzór rozsądnego umiaru.

Na razie jesteśmy zdaniem profesora na „pisowskim dnie“, bo „patriotyczne papu ma zawsze w Polsce klientelę i – jak widać – w ciemno jest aprobowane przez Kościół“. Kościołowi obrywa się też od innego profesora – Renaty Siemieńskiej-Żochowskiej, która narzeka na spowalnianie procesu emancypacji kobiet. A przecież „dzieci pracujących matek osiągają lepsze wyniki w testach“, bo „matka niepracująca z konieczności ogranicza krąg swoich zainteresowań, podczas gdy pracująca musi się rozwijać, bo tego wymaga od niej praca“. Nie będę z litości pytał, jak pani profesor wyobraża sobie rozwój, którego wymaga praca kasjerki w supermarkecie i jej podobne.

Żadnej litości natomiast dla osoby, której zespół The Scorpions kojarzy się ze „świeżością“. A tyle można się dowiedzieć z zapowiedzi na froncie GW korespondencji Bartosza Wielińskiego o nowej niemieckiej prezydentowej. Skoro słucha hard-rocka i jest rozwiedziona, to wniesie do pałacu świeżość. Traktowanie Scorpionsów jako oznaki buntu przypomina mi czasy, kiedy mama Pawła z „Wojny domowej“ załamywała ręce nad bigbitem. A co do rozwodu - udowadnianie, że „konserwatywni“ Niemcy przechodzą przemianę, bo ich pierwsza dama to rozwódka, jest karkołomne, bo tacy czy siacy Niemcy nie mają nic do powiedzenia w sprawie tego, kto im popilnuje żyrandoli w pałacu Bellevue. Pana Wulffa na to stanowisko wyznaczyła kanclerka, a posłowie niechętnie przyklepali.

Ale z tej dobrze napisanej korespondencji można się dowiedzieć innych, pouczających rzeczy: otóż, jak czytamy, Bettina Wulff nie potrzebuje doradców do spraw wystąpień publicznych, bo sama jest PR-owcem. „Zanim została pierwszą damą, pracowała w dziale PR sieci kosmetycznej Rossmann“. Wieliński być może sam nie wie, jak ważną rzecz uwypuklił: chyba już całkiem za normalne uważamy to, że elity państwowe zachowują się wobec nas w sposób co do istoty ten sam, jak cwaniaczki z reklamy. W takim kontekście rzeczywiście sztuczki przyswojone przy redagowaniu gazetki Rossmanna można przenieść wprost do prezydenckiej kancelarii. Od polityków w istocie oczekujemy już tylko, by przypominali nam, że latem trzeba szczególnie dbać o nawilżanie twarzy, zwłaszcza że maseczka z alg jest w promocji po dziewiętnaście dziewięćdziesiąt.

Pozostaje mi jeszcze polecić – bez streszczania, bo czyta się pięknie każdy akapit – wywiad z Etgarem Keretem w Wysokich Obcasach (rozmawia Paweł Smoleński). Ten, kto lubi tego pisarza, lepiej niech nie traci czasu na moje wynurzenia i ich bohaterów.

Zacznijmy od końca, czyli poradnika „dla odchodzących księży“. Szkoda, że rady takie jak „nie bądź śmieszny, nie wykonuj teatralnych gestów, nie rób wokół swojej osoby więcej zamieszania niż zwykle, przekłuj w sobie balon, który być może wyhodowałeś przez lata bycia księdzem“ albo „ważne abyś się nie radykalizował, nie krytykował Kościoła bezmyślnie“ na nic już się nie przydadzą panu Obirkowi czy Węcławskiemu/Polakowi. Ale tekst (w formie dekalogu, a jakże by inaczej) składa się z wielu zasad i refleksji nie uchybiających rozsądkowi. Tak się tylko zastanawiam, czy wysokonakładowa gazeta, niekoniecznie rozchwytywana po parafiach, to dogodne miejsce na artykuł adresowany do ściśle określonej garstki duchownych.

Pozostało 91% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo