Prawie 7,5 mln osób otrzymujących świadczenia z ZUS może nie dostać podwyżek, jak co roku, w marcu. Zakład przyznaje, że nie zdąży z realizacją pomysłu premiera, który w exposé zapowiedział, że chce zastąpić dotychczasowy sposób podnoszenia świadczeń uwzględniający wzrost cen i płac podwyżkami kwotowymi. Świadczenia mają wzrosnąć nie o procentowy wskaźnik, ale o ok. 70 zł.
"Na proces przygotowania akcji umożliwiającej dokonanie zwaloryzowanych świadczeń w marcowych terminach płatności składają się: zdefiniowanie na podstawie projektu ustawy założeń na systemy informatyczne (...), wytworzenie oprogramowania, testy i odbiór oprogramowania oraz jego instalacja w środowisku produkcyjnym" – czytamy w opinii, jaką w trakcie konsultacji projektu nowelizacji ustawy przesłała do resortu pracy wiceprezes ZUS Elżbieta Łopacińska.
Dalej ZUS przyznaje wprost, że "wydaje się mało realne", aby podwyżkę przeprowadzić od 1 marca. Proponuje, aby świadczeniobiorcy dostali ją w maju, z wyrównaniem od marca. Pozwoli to, zdaniem zakładu, uniknąć konieczności wypłaty odsetek z tytułu opóźnień.
Zapytany przez "Rz" o to stanowisko ZUS uspokaja. – Prace nad modyfikacją systemu informatycznego już trwają i będzie on gotowy – mówi Jacek Dziekan, rzecznik ZUS. Ale zaraz dodaje: – Gdyby termin został przełożony na maj, byłoby spokojniej.
Termin wypłaty to niejedyne zastrzeżenia dotyczące nowego sposobu podwyższania świadczeń. Krytykują go partnerzy społeczni (OPZZ), a także Rządowe Centrum Legislacji.