Tekst z tygodnika "Uważam Rze"
Przyspieszyła nam historia, jako dawno nie bywało. W ciągu trzech lat Europa zmieniła się bardziej niż przez poprzednie dwie dekady. Idylliczny landszaft europejskiej rodziny kuzynów zachwyconych sobą nawzajem i bezgranicznie sobie oddanych uleciał jak mgła i odsłonił widok dobrze znany z historii: pole twardej walki o wpływy, dominację i strzyżenie baranów. I pytanie – kto strzyże, a kto jest baranem?
Trzeba trafu, że równolegle do natarcia ruszyły siły postępu, widać uznając, że to jest właśnie ten moment, gdy dobić należy kompromitujący nas w postępowej Europie zaściankowy konserwatyzm, wreszcie wydusić „demony polskiego patriotyzmu". Oddelegowani towarzysze przystąpili do starannej roboty wytrącania polskiego ciemnogrodu z bezpiecznego poczucia, że są w życiu publicznym granice nieprzekraczalne. Okazuje się, że nie ma takich granic, plugawić można wszystko, a język publicznej debaty zamienić w bekania wsiowych głupków, zyskując życzliwą uwagę wszystkich laureatów wszystkich Wiktorów. Nie doczekaliśmy jeszcze sikania na groby i publicznego aplauzu dla demolowania kościołów jako spontanicznego aktu artystycznej samorealizacji, ale mam wrażenie, że jesteśmy już niedaleko.
Wytrącony z poczucia choćby tak podstawowego aksjologicznego bezpieczeństwa ludek ma znacznie mniej czasu, by rozglądać się wokół, myśleć i pytać o sprawy przyziemne. Na przykład dlaczego jedne stocznie są likwidowane (polskie), a inne są wspierane (francuskie, niemieckie), dlaczego wydobywany w USA na potęgę gaz łupkowy tak okropnie zagraża europejskiemu środowisku naturalnemu, że jego wydobycie musi zostać zablokowane. Albo dlaczego spadający na Kabatach samolot wyciął parę hektarów lasu, a pod Smoleńskiem jedna brzoza rozszarpała go w drobny MAK.
Co rusz słyszymy więc pełne zdumienia szepty: „Jeszcze niedawno to było absolutnie nie do pomyślenia!". Albo sami je pobladłymi usty wypowiadamy, jakby nie wierząc, że to wszystko dzieje się naprawdę, że aż w takim tempie rozpada się domek z kart naszych iluzji i snów. Wcale nie o potędze, ale o bardzo podstawowym bezpieczeństwie kultury, w jakiej wyrośliśmy i chcemy żyć. Ale dzieje się i toczy się gra już nie tylko o podmiotowość Polski, nie tylko o jej cywilizacyjny rozwój, ale niestety także o niepodległość. Trudno nie mieć wrażenia, że osiągnęliśmy stan międzynarodowych relacji, w którym, jeśli ościenne mocarstwa uznają za wskazane, by położyć nam kolejną rurę blokującą kolejne porty, jeśli gaz łupkowy okaże się sprzeczny z ich interesami, jeśli każą nam zwijać kolejne gałęzie gospodarki, jako państwo ani piśniemy, zasalutujemy i wykonamy.