Kontrakty w PPP nie mają dobrej sławy. To uprzedzenie jeszcze z lat 90. i początków minionego dziesięciolecia, kiedy umowy podpisywane przez lokalne władze z prywatnymi przedsiębiorcami zazwyczaj kojarzyły się z czwartym „p" - prokuraturą. I tam się kończyły.
Jak na przykład kontrakt na budowę warszawskiego mostu Świętokrzyskiego w zamian za oddanie inwestorowi hektarów terenu w Porcie Praskim nad Wisłą.
Od kilku lat trwa próba przełamania złego wizerunku. Zwłaszcza że PPP to w czasach kryzysu szansa dla gmin na pozyskanie zewnętrznego kapitału. Ustawa o partnerstwie nadal jednak nie jest zbyt chętnie wykorzystywana do rozwojowych przedsięwzięć.
Najwyższa Izba Kontroli postanowiła sprawdzić te już podpisane kontrakty. - Ta kontrola ma zakres systemowy. Zajmą się tym delegatury w Gdańsku, Katowicach, Krakowie, Lublinie, Olsztynie czy Wrocławiu, a centrala przeanalizuje kontrakty warszawskie - mówi nam rzecznik NIK Paweł Biedziak.
Samorządowcy jednak się boją, że taki nalot na PPP może oznaczać wylanie dziecka z kąpielą.