Kiedy w 1992 r Leszek Moczulski, historyczny lider KPN z mównicy sejmowej krzyczał pod adresem siedzących na sali grupy posłów SLD w tym Aleksandra Kwaśniewskiego, Jerzego Jaskierni i Leszka Millera - „PZPR- płatni zdrajcy, pachołki Rosji", podniósł się medialno-polityczny wrzask oburzenia.
Dwadzieścia lat później, wczoraj wieczorem Leszek Miller, wódz postkomunistów, przefarbowanych teraz zgodnie z nową modą na „socjaldemokratów" udowodnił, że przynajmniej w jego przypadku słowa Moczulskiego bynajmniej nie były mocno przesadzone. A do nowoczesnej socjaldemokracji Millerowi i jego grupie jest równie daleko jak Ryszardowi Kaliszowi do Top Model.
Niemal w przededniu 94. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę, szef postkomunistów Leszek Miller, przez ludzi niecnie złośliwych zwany też Leszkiem "Moskiewską Pożyczką" Millerem czy też Leszkiem "Rywingate" Millerem w sposób haniebny znieważył bohaterów naszej Niepodległości.
Na swoim twitterowym profilu Miller (były członek Biura Politycznego KC PZPR) dziś lider SLD, nazwał żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych „ sojusznikami Hitlera, pogromcami Żydów, orędownikami III Wojny Światowej".
Reakcja byłego komunistycznego aparatczyka wiązała się z wczorajszą decyzją Sejmu, który w piątek głosami posłów PO, PiS, PSL i SP przyjął uchwałę oddająca hołd żołnierzom Narodowych Sił Zbrojnych. Mimo politycznych różnić, coraz większego podziału liberałowie, prawica i ludowcy zdecydowali się oddać hołd bohaterom naszej Niepodległości, tym najbardziej wyklętym z wyklętych. Tym, którzy stawiali zbrojny opór okupacyjnej Armii Czerwonej , tym, którzy chronili polską ludność cywilna przed represjami, gwałtami i mordami sowieckich bojówkarzy w szeregach Gwardii Ludowej- Armii Ludowej.