Łukasz Zawadzki nikomu nie zrobił krzywdy. Nie zabił, nie zgwałcił, nie ukradł. Pisał listy: do sędziów, prokuratorów, dziennikarzy, instytucji publicznych. Wyzywał, znieważał, groził zamachami. Tak przejawia się jego choroba, stwierdzona już, gdy skończył 12 lat.
Dura lex...
Ten chory na schizofrenię paranoidalną mężczyzna powinien być leczony w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Wielokrotnie w swoich wyrokach nakazywały to sądy w całej Polsce. Ale zamiast leczenia trafiał do cel, również izolacyjnych, dla najbardziej niebezpiecznych przestępców.
– W izolatce zamknięto go na prawie dwa lata. Pozbawiony kontaktu z otoczeniem, bez pomocy lekarskiej. To spowodowało, że jego choroba się nasiliła – mówi „Rz" Jadwiga Zawadzka, matka 31-letniego dziś mężczyzny.
„Przypadek Łukasza Zawadzkiego ujawnia, że polski system sprawiedliwości nie jest przygotowany do identyfikowania takich przypadków i adekwatnego reagowania na nie przy uwzględnieniu interesu publicznego i indywidualnego" – napisano w ekspertyzie Katedry Kryminologii i Polityki Kryminalnej UW (sporządzono ją na potrzeby jednej ze spraw sądowych Zawadzkiego).
Sprawą zajęli się dziennikarze „Rz" i programu „Państwo w państwie" telewizji Polsat.