Informacja wywołała sensację w serwisie społecznościowym Twitter. Bielakowski tłumaczył, że dostał ją od osoby, która była w pobliżu. "Kibicował w sektorze Angoli za Madrytem oczywiście" - napisał. Stwierdził, że dziennikarz został wyprowadzony "dla bezpieczeństwa". "Mam info ze mało go nie zlinczowali" - dodał.

Relację pośrednio potwierdził dziś sam Lis. W serwisie naTemat, którego jest udziałowcem, pojawiła się jego wersja, w której przyznaje, że końcówkę meczu oglądał "na telewizorze w budce z hot dogami". Twierdzi jednak, że  stadion opuścił z własnej woli.

Lis mecz oglądał z córką. "Kluczowy był moment, kiedy po drugiej bramce dla Realu padliśmy sobie z Polą w objęcia. Kilku kibiców Manchesteru próbowało pokonać kilka rzędów by nas pobić. Nie wyglądali na żartownisiów. Zapytałem stewardów o co chodzi, bo nie złamaliśmy żadnych reguł. Pokazał swoją głowę z jakimiś ranami i powiedział: To sprzed dwóch tygodni. 'Wyjdźcie z tego stadionu. Widzicie wynik. Ludzie są wściekli. Jak ruszą, to nie gwarantujemy Wam bezpieczeństwa'" - przytacza jego wypowiedź naTemat.

Dziennikarz twierdzi, że wolał uniknąć "randki ze stomatologiem".

Real Madryt wygrał rewanżowy mecz z Manchesterem United 2:1 i  zapewnił sobie awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.