Rzeczpospolita: Za nami pierwsza tura wyborów prezydenckich, przed nami dwa najintensywniejsze tygodnie kampanii wyborczej, prowadzonej także w mediach społecznościowych. Czy kampania w internecie jest równie ważna jak ta w realu?
Olgierd Annusewicz: Jeżeli popatrzymy na liczbę obserwujących konta Andrzeja Dudy czy Bronisława Komorowskiego, okaże się, że nie są to miliony ludzi, lecz jedynie ok. 100 tysięcy obserwatorów. Ponadto część osób, które komentują i generują ruch internetowy wokół kandydata, jest z jego politycznego zaplecza. Poprzez wolontariuszy ze sztabu, którzy są aktywni pod postami kandydatów czy udostępniają wpisy dalej, pobudza się zainteresowanie kandydatem. To element budowania wizerunku, by konto na Twitterze czy Facebooku nie zionęło pustką.
Ale po co sztucznie napędzać ilość wyświetleń?
To ma zachęcać ludzi, nawet jeśli nie ma prawdziwego zaangażowania. Ważne, by osoba, która na taki profil przypadkowo zajrzy, była przekonana, że coś się na nim dzieje. To trochę tak jak z chodzeniem do restauracji – chętniej wejdziemy do takiej, w której siedzi parę osób, niż do pustej.
Jakie znaczenie ma kampania w internecie?