- Oni, którzy obiecywali, że zrobią w Warszawie Budapeszt, patrzą na Budapeszt, gdzie rząd Orbana zlikwidował ostatni niezależny dziennik. To dla nas przestroga - powiedział Michnik.
Redaktor naczelny Gazety Wyborczej stwierdził, że dziennik jest w tej chwili "na celowniku władzy". Jak dodał, decyzje rządzących przyczyniły się do spadków wpływów „GW” ze sprzedaży i reklam, wskutek czego w redakcji prowadzone są zwolnienia grupowe i nie ma środków na rozwój.
- Więc jak rozmawiam z moimi dziennikarzami, to mówię „albo-albo”: albo ocalimy „Gazetę” i z nią ważną instytucję demokracji polskiej i będziemy mieli w CV: „ocalili demokrację”, albo nie ocalimy, będziemy mieli wtedy w CV: „do ostatniej kropli krwi bronili demokracji” - dodał.
- To nas straszliwie walnęło po kieszeni. Oni chcą nas zniszczyć metodą najprostszą: jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze - powiedział Michnik.
Problemy finansowe dziennika spowodowały, że zrezygnował z większości swoich korespondentów zagranicznych, a obecnie głównie w jego redakcji trwają zwolnienia grupowe, które w całej Agorze do końca tego roku obejmą maksymalnie 135 osób