O porwaniu księdza Jerzego dowiedziałem się w październiku 1984 roku podczas objazdu naukowego na Podkarpaciu: byłem wówczas studentem historii. Ale o jego zamordowaniu usłyszałem już po powrocie, jak tysiące innych stojących przed bramą tego niezwykłego kościoła. Byłem członkiem straży, która pilnowała porządku podczas pogrzebu, a później kilka razy w miesiącu czuwała nocą, żeby grobu księdza nie zbezczeszczono. My, studenci historii, mieliśmy własny oddział. Mam wrażenie, że przychodziłem tam jeszcze w roku 1987, może 1988.