Natura nie znosi próżni. Zakaz handlu w niedziele zmieni przyzwyczajenia milionów Polaków. Jeśli sklepy, w których dotąd robili zakupy, będą zamknięte, szybko przestawią się na nowe możliwości. Trudno bowiem uwierzyć, że ograniczą konsumpcję w związku z zamknięciem ich ulubionej galerii handlowej czy sklepu spożywczego.
Z dużym prawdopodobieństwem klienci przeniosą się do dużych sieci handlowych kuszących ich piątkowymi i sobotnimi promocjami. Ucierpią na tym małe osiedlowe sklepy, do których przestaną przychodzić okoliczni mieszkańcy, obkupieni na marketowych promocjach. Wielkim wygranym zmian są małe sklepy internetowe, które w większych miastach dostarczą towary nie tylko w niedziele, ale też w inne dni tygodnia, taniej i szybciej niż w sklepie stacjonarnym.
Konia z rzędem temu, kto przełoży zjawiska w skali całego polskiego rynku na pojedyncze sklepy i sklepiki porozrzucane na osiedlach, miasteczkach i wioskach. Na pewno takiej prognozy nie przeprowadził ustawodawca, bo nowe przepisy nie byłyby tak pełne dziur.
Do wyborów bez rewolucji
Pewne jest, że w odróżnieniu do zakazu handlu w niedziele na Węgrzech, polskie przepisy w tym zakresie będą obowiązywały co najmniej do najbliższych wyborów parlamentarnych. Nie należy zakładać wcześniejszej rezygnacji z ograniczeń w handlu, gdyż stanowiłoby to rodzaj politycznej kapitulacji. Bez względu na rzeczywiste skutki nowych przepisów.
Czy zmiany nastąpią po wyborach, zależy od ich wyniku. Zniesienie ograniczeń w handlu już teraz jest jednym z postulatów opozycji. Z pewnością stanie się także elementem kampanii wyborczej. Pytanie, czy przez najbliższe półtora roku przedsiębiorcy mogą się liczyć z dalszym zaostrzeniem przepisów w tym zakresie. Mimo odważnych zapowiedzi, wydaje się to mało prawdopodobne.