Wykupując w biurze podróży wycieczkę, która ma się zacząć rano, nie możemy mieć pewności, że na miejsce nie dotrzemy wieczorem. I dotyczy to nie tylko długich lotów. Przekonał się o tym turysta, który zawarł umowę o świadczenie usług turystycznych. Wskazano w niej przewidywane godziny przelotu (9–13.35). Linie lotnicze ustaliły jednak godzinę odlotu na 15, a godzinę zakończenia lotu na 20.35, przy czym lot rozpoczął się z opóźnieniem – o godz. 15.41, a zakończył lądowaniem o godz. 20.56.
Zarówno jednak sąd pierwszej, jak i drugiej instancji orzekł, że za takie opóźnienie nie przysługuje odszkodowanie od przewoźnika. Nie można bowiem uznać za dowód na opóźnienie lotu załączonej do pozwu umowy o świadczenie usług turystycznych z biurem podróży, gdyż wyraźnie wynikało z niej, że wskazane tam godziny lotu są jedynie przewidywane. Ostateczne miały zostać wskazane w dokumentach podróży. Nie można zrównać sytuacji, w której organizator imprezy podaje przewidywane godziny przelotu, a następnie podróżny uzyskuje prawidłową informację o terminie wylotu od przewoźnika, z sytuacją polegającą na zmianie godziny wylotu przez przewoźnika.
Czytaj też:
Wakacje autem w czasie pandemii: na co uważać i co warto wiedzieć
Informacje podane przez organizatora imprezy nie są bowiem w żaden sposób wiążące dla przewoźnika. Chyba że organizator, określając godzinę wylotu, bezpośrednio odnosi się do dokumentów przewozowych pochodzącej od przewoźnika. Dlatego Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił apelację.