Korespondencja z Izraela: Bunt rodzin zakładników Hamasu

Rodziny i przyjaciele uprowadzonych przez Hamas wyrażają niezadowolenie z działań rządu izraelskiego na rzecz ich uwolnienia.

Aktualizacja: 05.11.2023 21:39 Publikacja: 04.11.2023 21:47

Anton Łobanow, brat uprowadzonego przez Hamas Alexa Łobanowa wraz z krewnymi i znajomymi na demonstr

Anton Łobanow, brat uprowadzonego przez Hamas Alexa Łobanowa wraz z krewnymi i znajomymi na demonstracji w sobotę wieczorem w Tel Awiwie

Foto: Fotorzepa, Jerzy Haszczyński

Korespondencja z Tel Awiwu
Portrety zakładników Hamasu i hasło „sprowadźcie ich do domu” ze strefy Gazy. W centrum Tel Awiwu w sobotę wieczorem znowu demonstrowały tysiące ludzi. Od wielkiego ataku terrorystycznego Hamasu z 7 października takie protesty odbywają się przy telawiwskim Muzeum Sztuki regularnie.

Uczestników demonstracji łączy troska o los zakładników Hamasu. Chcą, by wszyscy uprowadzeni prawie miesiąc temu zostali uwolnieni. Dzieli sposób, w jaki to ma nastąpić - czy z uwzględnieniem żądań terrorystów, którzy przed wypuszczeniem kogokolwiek chcieliby czasowego wstrzymania ognia w strefie Gazy oraz rozmów o wypuszczeniu w zamian setek Palestyńczyków z izraelskich więzień.

Czytaj więcej

Przywódca Hezbollahu wychwala Hamas: Błogosławiona operacja 7 października

Mniejszość uważa, że rząd izraelski „powinien w strefie Gazy wyłączyć wszystko, prąd, wodę, żywność, po to by dwa miliony ludzi w Gazie cierpiało tak, jak zakładnicy. Może wtedy się zbuntują i powiedzą Hamasowi, który jest jak ISIS, żeby pozwolił uprowadzonym wrócić do domów”.

"Dlaczego mamy się godzić na pauzy humanitarne?" 

Taki wariant przedstawia Cwi Enaw, dyrektor firmy konsultingowej z siedzibą w Hongkongu, do którego często jeździ mimo wieku. Ma 76 lat, 50 lat temu walczył z arabskimi wrogami w wojnie Jom Kipur - symbol weterana ma na czarnym T-shircie, na którym jest też nazwa organizującego protesty forum rodzin zakładników i zaginionych.

- Dlaczego mielibyśmy się godzić na jakieś pauzy humanitarne w Gazie, skoro nie dostajemy nic w zamian, nawet wiadomości, w jakiej kondycji są zakładnicy. Te zwierzęta nie rozumieją innego języka niż zabijanie ich. Musimy ich nadal zabijać, aż wypuszczą zakładników. Pomoc humanitarna jest dla ludzi, a nie dla zwierząt - mówi „Rzeczpospolitej” Cwi Enaw.

Mówi też, co jeszcze łączy wszystkich protestujących: - Chcemy, by do naszego rządu i rządów całego świata dotarło, że przetrzymywanie zakładników jest torturą nie tylko dla uprowadzonych, ale i dla ich rodzin. Terroryści nie dopuszczają do nich organizacji humanitarnych takich jak Czerwony Krzyż. Nawet nie wiadomo, ilu z nich żyje - podkreśla. Nikt z jego rodziny nie został uprowadzony.

Czytaj więcej

Zełenski odwiedzi Izrael. Czy Tel Awiw dostrzeże w Rosji Mega-Hamas?

Większość protestujących domaga się jednak „porozumienia natychmiast”, co oznaczałoby konieczność uwzględnienia warunków Hamasu, w tym pauz humanitarnych. Wiele rodzin uprowadzonych jeszcze przed rozpoczęciem lądowej ofensywy wojsk izraelskich w Gazie, do czego doszło tydzień temu, krytykowało rząd Beniamina Netanjahu i wyrażało obawy, że intensyfikacja działań przeciw Hamasowi zaszkodzi sprawie zakładników.

W piątek, po spotkaniu z amerykańskim sekretarzem stanu Antonym Blinkenem w Tel Awiwie, premier Netanjahu ogłosił, że o żadnych pauzach humanitarnych nie ma mowy, zanim Hamas nie wypuści „naszych zakładników”. Co jest nierealne.

Rodziny porwanych: negocjować z Hamasem

Po raz pierwszy na demonstracji pojawili się krewni i przyjaciele uprowadzonego 7 października Aleksandra Łobanowa, zwanego raczej Alexem (takie imię jest na plakatach, które wznoszą, tak piszą o nim media), albo Saszą (tak nazywają go ci, którzy jak on od dziecka znają rosyjski).

Uważają, że rząd powinien zabrać się za negocjacje z terrorystami.

- Wcześniej czekaliśmy, teraz protestujemy. Cztery tygodnie czekaliśmy, zgłaszaliśmy się do władz, prosiliśmy o działania, robiliśmy, co się dało - mówi „Rzeczpospolitej” Anton Łobanow, brat uprowadzonego Alexa, otoczony przez krewnych i znajomych z plakatami.

- Dobrze, że rząd wysłał do Gazy wojska, ale po czterech tygodniach wojny nie widać rezultatów. Jeszcze czterech nie możemy czekać. Tam są dzieci, kobiety, emeryci. Dla uwolnienia zakładników wszystkie sposoby są właściwe, na wszystkie jesteśmy gotowi. Łącznie z negocjacjami z Hamasem - dodaje Anton Łobanow.

Jego brat 32-letni brat jest właścicielem baru niedaleko kibucu Beri, położonego tuż przy strefie Gazy. Terroryści 7 października zabili w kibucu Beri ponad sto osób, wiele uprowadzili, w tym Aleksandra Łobanowa, który akurat pojawił się przy bramie wjazdowej.

Bracia Łobanowowie urodzili się w Rosji, Aleksander w Chabarowsku, w Izraelu obaj są od wczesnego dzieciństwa, od 1999 roku.

Hamas, którego liderzy niedawno odwiedzili Moskwę, obiecywał, że uwolni zakładników, którzy oprócz izraelskiego mają także rosyjskie obywatelstwo. Wspominano o ośmiu takich osobach, zapewne zaliczano do nich i Aleksandra Łobanowa.

Protestujący przeciw Netanjahu

Hamas nie spełnił obietnic, Moskwa nie naciska. - To drugie obywatelstwo w niczym nie pomaga - podkreśla Anton.

W protestach uczestniczył też, siedząc na plastikowym krzesełku, emerytowany nauczyciel historii, który przez wiele dekad uczył dzieci mieszkańców kibuców, leżących blisko strefy Gazy. W części z nich Hamas dokonał krwawych zbrodni 7 października. - Utożsamiam się z tymi porwanymi, chcę z innymi protestującymi wywrzeć presję na rząd, by robił więcej dla ich uwolnienia. By nie zapominał o nich. Ja nie wiem, czego rząd chce - tłumaczy sędziwy demonstrant. Okazało się, że ma 91 lat. Urodził się w Łomży, ale jego rodzina wyemigrowała do dzisiejszego Izraela jeszcze przed drugą wojną światową. Nie zna polskiego, ale umie napisać swoje nazwisko z uwzględnieniem polskich znaków diakrytycznych - Gołębowicz.

Według ostatnich szacunków Hamas wziął przed prawie miesiącem 242 zakładników. Wielu z nich oprócz izraelskiego ma także obywatelstwo innych państw.

Na sąsiedniej ulicy w centrum Tel Awiwu trwał w sobotę wieczorem inny protest. - Tu przeciw Netanjahu i w obronie demokracji - wyjaśnia „Rzeczpospolitej” Dina Deroe, graficzka komputerowa.

Protestujemy także w czasie wojny, bo Netanjahu nadal mówi, że wszyscy są winni, tylko on nie - mówi

Protestujemy także w czasie wojny, bo Netanjahu nadal mówi, że wszyscy są winni, tylko on nie - mówi Dina Deroe

Foto: Jerzy Haszczyński

Przed wojną z Hamasem na takie protesty przychodziły setki tysięcy ludzi. Teraz są najwyżej setki, z plakatami z wizerunkiem premiera z umaczanymi krwią rękami i hasłami: „Teraz jest czas” (by podać się do dymisji).

- Protestujemy także w czasie wojny, bo Netanjahu nadal mówi, że wszyscy są winni, tylko on nie.

Chcemy, by się podał do dymisji, bo wywołał nienawiść między nami - mówi Dina Deroe (jej ojciec, ocalony z Holokaustu, zmienił na takie nazwisko z Derszowicz, bo chciał zapomnieć o przeszłości).

- Demonstrujemy w pewnym oddaleniu od protestów w sprawie zakładników, choć je popieramy. Nie chcemy ich upolityczniać. Uważamy, że nie ma militarnego rozwiązania dla tego problemu - dodaje.

Konflikty zbrojne
Niezidentyfikowane drony nad bazą Ramstein i koncernem Rheinmetall. Niemieckie służby postawione na nogi
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Konflikty zbrojne
Zawieszenie broni na Ukrainie? Jasne stanowisko Rosji
Konflikty zbrojne
Izrael zbombardował budynek poczty, w którym chronili się palestyńscy uchodźcy
Konflikty zbrojne
Trump nie popiera członkostwa Ukrainy w NATO. Ale chce, aby była silna i dobrze uzbrojona
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Konflikty zbrojne
Kanclerz Niemiec chce rozmawiać z Putinem. Ale nie ma złudzeń