Trwa ucieczka tysięcy Ormian z Karabachu. Zwycięski Azerbejdżan chce kolejnych zdobyczy

W Karabachu mieszkało ok. 120 tys. osób, po dwóch dniach uciekło już nie mniej niż jedna dziesiąta. Ormianie, zarówno z Karabachu, jak i z Armenii, powszechnie oskarżają Kreml, że nie wywiązał się ze swoich zobowiązań.

Aktualizacja: 27.09.2023 14:00 Publikacja: 27.09.2023 03:00

Ucieczka Ormian z Karabachu przez korytarz lacziński

Ucieczka Ormian z Karabachu przez korytarz lacziński

Foto: EMMANUEL DUNAND/AFP

– Ciągły potok ludzi, z odległości wielu kilometrów widać długą kolejkę samochodów, które czekają na wyjazd. Ludzie uciekają z tym, co mogli zabrać, wepchnąć do samochodów, które udało im się znaleźć – opisuje exodus jeden z Ormian mieszkających w pobliżu drogi łączącej Górski Karabach z Armenią.

W Karabachu mieszkało ok. 120 tys. osób, po dwóch dniach uciekło już nie mniej niż jedna dziesiąta. Jedyna droga z eksklawy prowadzi przez tzw. korytarz lacziński na terytorium Azerbejdżanu, na południe, krętą, górską drogą do Armenii. Od grudnia ubiegłego roku była ona zablokowana przez Azerów. Nagle, nikt dokładnie nie wie dlaczego, została otwarta w niedzielę wieczorem.

– Przez całą noc Stepanakert (stolica Karabachu – red.) wyglądał, jakby ogarnęły go płomienie. Ogień był wszędzie, gdzie byś nie poszedł. Miasto nie spało. Ludzie palili całe swoje życie, wszystkie rzeczy przed opuszczeniem Arcachu (ormiańska nazwa Karabach – red.) – opisuje Meri Asatrian, która wcześniej pracowała w biurze karabachskiego ombudsmena.

Eksplozja na stacji benzynowej w Górskim Karabachu

Wyjazdowi towarzyszył jednak prawdziwy pożar. Na skraju Stepanakertu z nieznanych przyczyn eksplodowała stacja benzynowa. Jak podał rzecznik praw obywatelskich Gegham Stepanian, zginęło co najmniej 68 osób, 105 jest zaginionych, a blisko 300 odniosło obrażenia. Wcześniej część mediów, powołując się na dane resortu zdrowia Armenii, informowała, że liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 125. Przed stacją stała długa kolejka samochodów, władze obiecały bowiem każdemu wyjeżdżającemu po pięć litrów bezpłatnej benzyny.

– Nasz Karabach już nie istnieje – mówi dziennikarzom Grigori, który po ormiańskiej stronie granicy wypatruje wśród sunących samochodów swojej rodziny.

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Europa znów pozostawiła Ormian własnemu losowi

Premier Armenii Nikol Paszynian już zdążył ostrzec przed „czystką etniczną” w Karabachu – zarówno w telewizyjnym orędziu, jak i na spotkaniu z wysłannikami Waszyngtonu. Ale eksperci uważają, że żadnemu z „wielkich graczy” nie zależy na całkowitym exodusie Ormian z Karabachu. – Armenia nie ma zasobów, pozwalających na rozmieszczenie tylu uciekinierów. Jakich obietnic by nie składał Paszynian, to gigantyczne wyzwanie. Także Azerbejdżan nie chce wyglądać jak państwo talibów, przed którym uciekają ludzie, byle uratować życie. A Rosja, jej siły pokojowe chcą pokazać, że są efektywne, kogoś chronią, żeby był ładny obrazek w telewizji, żeby nie mówiono, że ich misja poniosła klęskę – wyjaśnia Kiriłł Kriwoszejew z Centrum Carnegie Berlin.

35 lat wojny o Karabach

Ormianie, zarówno z Karabachu, jak i z Armenii, powszechnie oskarżają Kreml, że nie wywiązał się ze swoich zobowiązań. Po 44-dniowej wojnie we wrześniu 2020 roku, przegranej przez Ormian, Rosja wystąpiła jako mediator i wysłała do Karabachu swoje oddziały jako siły pokojowe. Teraz, przy kolejnym ataku Azerów, w ogóle one nie zareagowały, mimo że same stały się ofiarą kilku azerskich ostrzałów. – Co takiego Azerbejdżan i (popierająca go – red.) Turcja obiecały Kremlowi za jego bezczynność? – pytał jeden z zachodnich ekspertów. Opinia o jakichś ustępstwach wobec Moskwy ze strony Baku i Ankary w zamian za wolną rękę w Karabachu jest powszechna, ale nikt nie wie, na czym one mogłyby polegać.

Jednodniowy azerski atak 19 września był ostatnim na razie etapem wojny, ciągnącej się od 1989 roku. Wtedy, jeszcze w granicach ZSRR, Ormianie ogłosili niepodległość eksklawy, formalnie wchodzącej w skład Azerbejdżanu jako „obwód autonomiczny”. Na początku lat 90., już po rozpadzie Związku Radzieckiego, Ormianie pobili azerską armię, obronili Karabach, ale i zajęli prawie jedną trzecią Azerbejdżanu, głównie rejony leżące między eksklawą a Armenią. Wtedy to Azerowie uciekali z okupowanych terenów, prawie pół miliona osób.

Żadne jednak państwo nie uznało niepodległości Karabachu, nawet Armenia. Wszyscy formalnie uważali eksklawę za część Azerbejdżanu. A upokorzone Baku zaczęło szykować się do rewanżu. We wrześniu 2020 roku jego armia pobiła Ormian, odzyskała okupowane przez nich rejony Azerbejdżanu, izolując eksklawę od Armenii, ale i zajęła około połowy samego Karabachu, w tym jego historyczną stolicę Szuszę.

Wojna z Armenią. Kolejne żądania Azerbejdżanu

Rosja uważana za bliskiego sojusznika Armenii nie interweniowała ani trzy lata temu, ani obecnie. Częściowo dlatego, że Kreml nie znosi obecnego szefa armeńskiego rządu Nikola Paszyniana i liczył, że przegrana wojna doprowadzi do obalenia go. A potem ugrzązł w wojnie z Ukrainą. „Doprowadziło to do znacznej erozji rosyjskich wpływów na Zakaukaziu. (…) Baku zorientowało się, że sytuacja geopolityczna mu sprzyja” – zauważył nawet indyjski „The Hindu”.

Rosyjskie siły pokojowe przy ataku Azerów w ogóle nie zareagowały, choć same stały się ofiarą kilku ostrzałów

Azerbejdżan uważa, że los nadal mu sprzyja. Gdy w poniedziałek Ormianie zaczęli uciekać z Karabachu, azerski prezydent Ilham Alijew spotkał się z liderem Turcji Recepem Erdoganem w Nachiczewaniu – azerskiej eksklawie odciętej od Azerbejdżanu przez terytorium Armenii. Alijew ponowił tam żądanie zbudowania „korytarza” przez armeńskie terytorium z Azerbejdżanu do Nachiczewania i dalej do Turcji.

– Władze w ZSRR uznały, że to, co należało się Azerbejdżanowi, będzie należeć do Armenii. W ten sposób połączenie lądowe Azerbejdżanu z Nachiczewaniem zostało przecięte – mówił Alijew na konferencji prasowej, budząc powszechne zaniepokojenie, czy Baku nie rozpocznie kolejnej wojny, tym razem z Armenią.  

– Ciągły potok ludzi, z odległości wielu kilometrów widać długą kolejkę samochodów, które czekają na wyjazd. Ludzie uciekają z tym, co mogli zabrać, wepchnąć do samochodów, które udało im się znaleźć – opisuje exodus jeden z Ormian mieszkających w pobliżu drogi łączącej Górski Karabach z Armenią.

W Karabachu mieszkało ok. 120 tys. osób, po dwóch dniach uciekło już nie mniej niż jedna dziesiąta. Jedyna droga z eksklawy prowadzi przez tzw. korytarz lacziński na terytorium Azerbejdżanu, na południe, krętą, górską drogą do Armenii. Od grudnia ubiegłego roku była ona zablokowana przez Azerów. Nagle, nikt dokładnie nie wie dlaczego, została otwarta w niedzielę wieczorem.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 809
Konflikty zbrojne
USA alarmują: Izrael "nie ograniczał strat w cywilach"
Konflikty zbrojne
Ofensywa Rosji w obwodzie charkowskim. Biały Dom nie spodziewa się przełomu
Konflikty zbrojne
Czy pojawił się drugi front w wojny w Ukrainie? Rosjanie atakują charkowszczyznę
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Konflikty zbrojne
USA ogłoszą nowy pakiet pomocy. Broń za 400 mln dolarów dla Ukrainy