Zwłaszcza jeśli władza dysponuje sprawnym spinem, łamiącą wszelkie standardy rzetelności dziennikarskiej telewizją i czytelnymi regułami przywództwa. Nie mam wątpliwości, że o sukcesie PiS przesądziły te trzy czynniki. Spin doktorzy Prawa i Sprawiedliwości zbudowali bardzo czytelny schemat opartej na komunikacie socjalnym kampanii. Jednak nie mniej ważne od „piątki Kaczyńskiego" etc. było szybkie reagowanie w sytuacjach kryzysowych. A rzeczywistość ich nie szczędziła. Od strajku nauczycieli, przez warszawską kartę LGBT, skończywszy na powodzi, spin doktorzy podpowiadali szybkie i czytelne działania. W ten sposób partia Kaczyńskiego nie tylko narzucała tematy, ale również tempo całej kampanii. Były w niej takie momenty, kiedy prawdopodobieństwo przełamania sprzyjających PiS-owi trendów było duże. To między innymi środek strajku w szkołach, kiedy się spodziewano, że rząd pójdzie na ustępstwa. Nie poszedł, strajk został zawieszony, a komunikatem rządzących była „odpowiedzialność za państwo i jego finanse". Podobnie przełomowym momentem mogło być też oczekiwane z napięciem warszawskie wystąpienie Donalda Tuska. Niestety, dla opozycji wystąpienie okazało się wykładem, a przewodniczącego Rady Europejskiej przykrył Leszek Jażdżewski.