Kozubal: Lekcje z Covidu do poprawki

Resort edukacji broni się jak może, aby ponownie nie zamykać szkół i nie przenosić nauki do sieci.

Aktualizacja: 10.09.2020 20:23 Publikacja: 10.09.2020 18:59

Kozubal: Lekcje z Covidu do poprawki

Foto: AFP

Nic dziwnego – nauka zdalna jest nieefektywna, a jej wydłużanie mogłoby spowodować lukę w edukacji dzieci, która przenoszona byłaby na kolejne lata ich nauki. I za kilka lat mielibyśmy do czynienia z niedouczonym pokoleniem doby SARS-CoV-2.

I chociaż minister edukacji narodowej wiosną robił dobrą minę do złej gry, próbując przekonać społeczeństwo, że wszystko jest „pod kontrolą", a nawet „że szkoły są przygotowane do zamknięcia", rzeczywistość zweryfikowała to na swój sposób. Dowodem były wyniki egzaminu na koniec szkoły podstawowej – słabsze z języka polskiego czy angielskiego niż rok wcześniej, choć na szczęście egzamin z matematyki wypadł mniej więcej na tym samym poziomie. Dwa tygodnie bez kontaktu z nauczycielami, a potem polecenia wysyłane przez pedagogów za pomocą e-dziennika, szarpane połączenia internetowe i rozczarowanie, gdy okazywało się, że niektórzy z pedagogów nie potrafią wysłać e-maila – tak sytuację sprzed kilku miesięcy opisuje nam rodzic ucznia jednej z mazowieckich podstawówek. Do tego ograniczenie liczby lekcji, a tych, które są – skrócenie do 30 minut. No i edukacja zrzucona na rodziców.

To prawda, nikt nie był przygotowany na lockdown, i uczniowie, i nauczyciele musieli dostosować się do nowej rzeczywistości. Pomimo prób opisywania tamtej sytuacji przez MEN jako sukcesu rodzice zdawali sobie sprawę, że mają do czynienia z działaniami doraźnymi i chaotycznymi.

Wiosną to nie resort edukacji starał się utrzymać poziom edukacji, ale nauczyciele, którzy w boju zdobywali nowe umiejętności, a także samorządy i dyrektorzy szkół, którzy kupowali programy do nauczania zdalnego i komputery dla potrzebujących. A i tak wyszło, jak wyszło.

Wyniki badań ClickMeeting, które publikujemy dziś w „Rzeczpospolitej", pokazują stan, którego mogliśmy się spodziewać – aż 86 proc. badanych twierdzi, że szkoły, pomimo wiosennego doświadczenia z nauką na odległość, nie są gotowe do kolejnego zamknięcia. Prawie połowa badanych nie chce powrotu edukacji online, ewentualnie dopuszcza tylko hybrydową wersję nauczania. To nie tylko wynik tego, że rodzice są zmęczeni nauką swoich dzieci w domu, ale przede wszystkim pokaz słabości szkoły, którą wirus diametralnie przemeblował.

Ale czy także czegoś nauczył? Bo jaki dzisiaj mamy obraz szkoły? Uczniowie i nauczyciele w maseczkach, płyn dezynfekcyjny przed wejściem do placówki, ograniczony dostęp rodziców, ale w zasadzie szkoła funkcjonuje tak samo jak rok temu. Nikt nie zmniejszył liczebności klas, w wielu z nich jest ponad 30 uczniów, nikt nie zlikwidował zatorów na korytarzach czy konieczności pracy zmianowej. Dystans społeczny jest w szkole fikcją. Aby zrealizować zalecenia służb sanitarnych, samorządy musiałyby dostać wyższą subwencję, która uwzględniałaby działanie w sytuacji nadzwyczajnej. A takich pieniędzy nie ma.

Szkoły muszą sobie zatem radzić, licząc na to, że jakimś cudem wirus je ominie. Wczoraj 51 placówek pracowało zdalnie, a 100 w systemie mieszanym. Ile ich będzie jutro, za tydzień, za miesiąc?

Nic dziwnego – nauka zdalna jest nieefektywna, a jej wydłużanie mogłoby spowodować lukę w edukacji dzieci, która przenoszona byłaby na kolejne lata ich nauki. I za kilka lat mielibyśmy do czynienia z niedouczonym pokoleniem doby SARS-CoV-2.

I chociaż minister edukacji narodowej wiosną robił dobrą minę do złej gry, próbując przekonać społeczeństwo, że wszystko jest „pod kontrolą", a nawet „że szkoły są przygotowane do zamknięcia", rzeczywistość zweryfikowała to na swój sposób. Dowodem były wyniki egzaminu na koniec szkoły podstawowej – słabsze z języka polskiego czy angielskiego niż rok wcześniej, choć na szczęście egzamin z matematyki wypadł mniej więcej na tym samym poziomie. Dwa tygodnie bez kontaktu z nauczycielami, a potem polecenia wysyłane przez pedagogów za pomocą e-dziennika, szarpane połączenia internetowe i rozczarowanie, gdy okazywało się, że niektórzy z pedagogów nie potrafią wysłać e-maila – tak sytuację sprzed kilku miesięcy opisuje nam rodzic ucznia jednej z mazowieckich podstawówek. Do tego ograniczenie liczby lekcji, a tych, które są – skrócenie do 30 minut. No i edukacja zrzucona na rodziców.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty
Komentarze
Izabela Kacprzak: Ministrowie i nowi posłowie na listach do europarlamentu to polityczny cynizm Donalda Tuska