W 2007 roku Platforma wygrała wybory parlamentarne pod hasłem wyjścia polskiej armii z Iraku. Teraz, najwyraźniej zaniepokojona możliwością przegranej swego kandydata, nie ma skrupułów, aby wykonać populistyczny gest mający uprzedzić zniechęcenie Polaków afgańską misją. A przy tym wszystkich zaskoczyć. Bo swego pomysłu PO oczywiście z nikim nie skonsultowała. Czyżby Rada Bezpieczeństwa Narodowego, tak reklamowana przez marszałka Komorowskiego jako forum dialogu, była odpowiednim miejscem, aby przedstawić na niej zapisy czarnych skrzynek Tu154, ale aby porozmawiać na jej posiedzeniu o wycofaniu naszych żołnierzy z Afganistanu już nie?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Polska coraz bardziej oddala się od idei specjalnych relacji z USA. Tak zwani realiści będą pewnie wskazywać, że trudno się przy tym upierać, skoro administracja Baracka Obamy sama odwraca się plecami do Europy Środkowej. To prawda, ale taki kraj jak Polska winien mieć własną politykę zagraniczną zaprojektowaną na 20 – 30 lat do przodu i swoje dogmaty. Politykę, która w imię celów długoterminowych potrafi przeczekać chwilowy zwrot partnera. Takim celem zaś winno być uzupełnienie naszego członkostwa w Unii Europejskiej i NATO specjalnymi relacjami z Waszyngtonem.
Jeśli natomiast nasza polityka ma reagować na każde drgnięcie słupków sondażowych, to szybko zmieni się w groteskę. Ową groteskę można oczywiście nazywać realizmem. Można też skupić się jedynie na podtrzymaniu dobrych relacji z Berlinem i Moskwą, a nasze aspiracje przykroić na miarę dążeń małych państw nowej Unii. Tylko jak się to ma do dążeń kraju, który nie tak dawno temu chciał być jednym z sześciu głównych graczy na naszym kontynencie?
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/semka/2010/06/13/afganistan-wyborczy/]blog.rp.pl/semka[/link]