No właśnie, ja też nie pamiętałem, ale Kuczok mi o sobie przypomniał wywiadem dla "GW" pod kolejnym brzydko pachnącym tytułem: "Mam Polskę w discmanie". Co się okazuje, ten skromny kiedyś prozaik postanowił z okazji nowej książki wypłynąć na szerokie wody. Płynie niesiony wiatrem wątpliwej proweniencji złożonym z antykościelnych wiaterków Palikota oraz antypolskich – uwalnianych przez paru ślunskich klusków, dla których Polska nigdy nie będzie ojczyzną.

Cały ten wywiad jest operacją wykonaną na żywym pisarzu, by ulżyć mu w jego ciężkim schorzeniu. Kuczoka mianowicie strasznie łupie w krzyżu. A najbardziej – w krzyżu na Giewoncie. "Zakopiańczycy na przełomie wieków zmontowali tę kupę złomu (...) To prawdziwe monstrum, ma 17,5 metra wysokości – no, ale my uwielbiamy bombastycznymi konstrukcjami dowodzić wielkości wiary narodu".

Mógłby to Kuczok powiedzieć ambasadorowi Egiptu – żeby kazali Japończykom wysadzić te swoje żałośnie bombastyczne piramidki, albo żabojadom, bo się kupą złomu nad Sekwaną tylko ośmieszają. Ale autor "Gnoja" idzie dalej w swoich rozważaniach. Zrównuje bowiem awanturę pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu z niecnym wykorzystaniem... znaku swastyki przez faszystów. Krzyż na Giewoncie zaś, zdradza pisarz, bohater jego powieści uznaje za równie niedopuszczalny jak swastykę powieszoną przez Hitlera na ścianie Mnicha. Zastanawiam się, czy ktoś nie powinien Kuczoka poinformować, że w 1945 roku Niemcy podpisali bezwarunkową kapitulację, więc nie trzeba już dla nich szukać okoliczności łagodzących. Nie wiem zresztą, czy się ucieszy. "Żyjemy w cudownie zjednoczonej Europie bez granic, a zachowujemy się, jakby czystość rasowa Polaków była najbardziej zagrożonym dobrem tego świata – mówi. – Teraz dla mnie ważniejsza od faktu bycia Polakiem jest świadomość, że jestem Europejczykiem". A na koniec wyznaje z dumą: "Jak wiemy, nie lubię pojęcia "ojczyzna". Zalatuje mi patriarchatem i jakimś piętnem ciężkiej, ojcowskiej ręki". W zamian proponuje "matczyznę", bo "jej synowie nie skakaliby sobie do gardeł, tylko podlewali nawzajem kalafiory na działkach".

Wiem, za dużo naraz. Proszę sobie to wszystko spokojnie poukładać, a potem, gdyby ktoś z państwa przypadkiem był sąsiadem Kuczoka, niech mu zaśpiewa cokolwiek naszego, niech to będą nawet "Deszcze niespokojne". Potem proszę mu wydrukować listę polskich miast, miasteczek i wsi z krzyżem w godle czy herbie, żeby go w drodze na Giewont nie łupnęły po oczach. Ale przede wszystkim niech mu ktoś wreszcie pomoże na działce!