Gdy słucham głosu mędrków wieszczących nadejście faszyzmu, kiedy patrzę, jak bez wstydu i wahania, och, co to wstyd, całkiem zapomnieli, wdziali szaty Katona, z wysokości miotają klątwy i przestrogi, pełne nienawiści i pogardy, ogarnia mnie znużenie i niesmak. Och, gdyby zdjęli wreszcie te teatralne stroje, przestali małpować, wynosić się nad innych, gdyby wreszcie pokazali samokrytycyzm i dystans, a nie wciąż puszyli się i nadymali, świat, a z pewnością Polska, byłby bardziej znośny. A tak trzeba wysłuchiwać w telewizjach bohaterów antyfaszystowskiego ruchu oporu od siedmiu boleści, proroków zagłady i nieszczęścia, którzy zamiast cieszyć się z wywalczonej demokracji, w różnorodności dostrzegają zbrodnię. Tania błazenada, potwierdza to każdy dzień, popłaca.
Chyba nigdy wcześniej nie słyszałem tak parcianej i żałosnej retoryki. Dzisiejsza Polska podobna jest rzekomo do republiki weimarskiej, Jarosław Kaczyński przypomina Fuehrera albo Duce, marsze na Krakowskim Przedmieściu mają przywodzić na myśl brunatne wiece, postulaty zwolenników wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej mają być zapowiedzią nazistowskich pogromów. Co jeszcze? Słowa tracą gravitas, stają się pohukiwaniami, znakami dla myśliwych, którzy idą na łów.
Od samozwańczych antyfaszystów i antynazistów nie wymagam już nawet analizy – wszak wypadałoby może zapytać, gdzie w działaniach pisowskiej opozycji dostrzegają nieokiełznaną przemoc, dziką i barbarzyńską, która według Noltego była konstytutywnym elementem ruchów totalitarnych; gdzie widzą rasizm, chęć eliminacji fizycznej przeciwnika; gdzie paramilitarne oddziały używające gwałtu; gdzie postulat podporządkowania państwa jednej partii – nie, przecież wiem, że te analogie są bezrozumne, bezmyślne, bezrefleksyjne, są jak krzyk dziecka albo wycie szaleńca. Tylko pytam ich, co będzie, gdy ktoś o słabym rozumie i gorącej głowie uwierzy w te majaczenia? Co będą mieli do powiedzenia ci znawcy, kiedy skutkiem ich przepowiedni ktoś, jak Ryszard C. z Łodzi, broniąc Polski przed nowymi Hitlerami, Mussolinimi i Goebbelsami – ciekawe, że w oczach tych pożal się Boże ekspertów faszyzm jest tożsamy z nazizmem – sięgnie po ostateczne rozwiązanie? Ale pewnie i te moje pytania są bez sensu. Przecież łacno się domyśleć: wtedy będą wylewać krokodyle łzy. Wtedy zobaczę, jak w pośpiechu popędzą z kwiatami na groby. I usłyszę, jak oskarżają ofiary o sianie nienawiści. Oni przecież – powiedzą mi – przestrzegali przed przemocą. A to, że ich nie posłuchano, no za to ponosić odpowiedzialności nie mogą. Czyż nie?