Po pierwsze, sukcesem jest sam fakt, iż do tej podróży w końcu doszło – i to w przeddzień objęcia przez Polskę prezydencji w Unii Europejskiej. Sukcesem jest też, że prezydent Stanów Zjednoczonych spotkał się w Polsce z szefami 20 państw z naszej części Europy, w tym z prezydentami Niemiec i Ukrainy.
Ale być może za jakiś czas tę wizytę Baracka Obamy będziemy mogli ocenić jeszcze wyżej, i to znacznie wyżej, niż czynimy to dziś.
A będziemy mogli ją tak oceniać, jeśli za kilka lat okaże się, że choćby odrobinę przybliżyła nas ona (a są tego pewne oznaki) do sytuacji, w której – dzięki polskiemu gazowi łupkowemu, wydobywanemu za pomocą amerykańskich technologii i w znacznej mierze przez amerykańskie firmy – już nigdy więcej nad żadnym polskim rządem nie będzie wisiała groźba zablokowania przez Moskwę dostaw gazu do Polski. Nie wspominając o takim „drobiazgu", jak radykalne obniżenie cen gazu w naszym kraju – dziś jest on w USA (dzięki łupkom) aż niemal trzy razy tańszy od tego, który Polska wciąż musi kupować od Rosji.
A jeśli jeszcze się okaże (a coraz więcej na to wskazuje), że ta podróż prezydenta USA przybliżyła Polskę do rozlokowania w naszym kraju choćby niewielkiego (na początek) oddziału wojsk amerykańskich, czyli do rozpoczęcia przez Polskę procesu opuszczania klubu członków NATO drugiej kategorii, do którego zepchnęła nas Rosja – to będzie to naprawdę wielki sukces. Znów nie wspominając o takim „drobiazgu", jak od dawna oczekiwana, konstruowana przez USA – wspólnie między innymi z naszym państwem – tarcza antyrakietowa.
W zestawieniu z tymi planami zapowiadane przyspieszenie rozwiązania kwestii wiz w podróżach do Stanów Zjednoczonych wydaje się sprawą o naprawdę drugorzędnym znaczeniu.