Obaj kandydaci – Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski – robią właściwie to samo. Jeżdżą po Polsce, spotykają się z ludźmi na tle banerów i haseł oraz flag – i przemawiają. Starają się przy tym natchnąć ludność wiarą we własną moc, siłę, pracowitość i w to, że są przystojniejsi niż konkurent. Dość jest to czytelne i płytkie. Ale wyjścia nie ma. W końcówce kampanii, kiedy przeważyć może na prezydenckiej szali nawet piórko, nikt już nie zwraca uwagi na argumenty. Jedyne, co można zrobić, to dotrzeć do jak największej liczby osób.

Uczestnicy II tury są w pewien sposób do siebie podobni: równolatki, rocznik ’72, dobrze wyglądający, bardzo dobrze wykształceni, reprezentujący dwa największe obozy polityczne. Powinni mieć więc właściwie równe szanse na wygraną. Tak jednak nie jest, i nie chodzi o to, kto ma bardziej przekonujący program, bo ten się już teraz za bardzo nie liczy. Ważne jest to, że Rafał Trzaskowski został zamknięty w bańce, w której może i mieści się razem z nim dobrych kilka milionów ludzi, ale która nie przepuszcza obrazu na zewnątrz. Po to właśnie faktycznym prezesem TVP jest Jacek Kurski. To jest ten moment, w którym obozowi władzy przyda się najbardziej.

Prawie dokładnie w tym samym czasie, w którym TVN pokazywał dyskusję Trzaskowskiego z Hołownią (obaj na podium w pierwszej turze) o tym, czy możliwa jest bezpartyjna prezydentura, TVP Info pokazywała konferencję Adama Bielana, podczas której niemalże wprost oskarżył on kandydata KO o pedofilię. Na telebimie zestawiono w tle ogromne czarno-białe zdjęcia Trzaskowskiego i Romana Polańskiego patrzących w tę samą stronę, z podobnym wyrazem twarzy. Co z tego, że osoby znające się na mediach zauważą manipulację? Liczy się to, by widzowie TVP utrwalili sobie zbitkę znaczeń i twarzy. I to w dzień potem, gdy „Rzeczpospolita” ujawniła (co zrobiliśmy bez zbędnych przymiotników i komentarzy), że prezydent Duda skorzystał z prawa łaski wobec pedofila.

Jest tylko jedna szansa dla Trzaskowskiego, że to zamknięcie w narożniku, gdzie wciąż nieźle boksuje, uda mu się wykorzystać na swoją korzyść. Nie wystarczą do tego samorządowcy z bochenkami chleba czekający na trasie; nie wystarczy zapewnienie, że „zwyciężymy na pewno”. Trzaskowski musi wykorzystać każdą minutę, którą okoliczności pozwolą mu spędzić poza własną bańką. I dlatego nie stać go na odrzucenie wyzwania na debatę TVP w Końskich, choćby jej warunki były absurdalne, a nawet upokarzające. Pustego krzesła Andrzeja Dudy w telewizjach komercyjnych widzowie TVP nie zobaczą.