Faktycznie - to co najmniej trzecie samobójstwo, którego okoliczności, mówiąc delikatnie, budzą wątpliwości. Najpierw Michniewicz, potem Lepper, teraz Petelicki.
W przypadku takich śmierci zdrową postawą jest sceptycyzm. Ginie osoba zaangażowana w przeszłości w działania służb specjalnych, będąca w kręgu najbardziej wpływowych postaci w Polsce, choć zawsze nieco w cieniu. Człowiek mający z pewnością ogromną zakulisową wiedzę o mechanizmach władzy. Czy można z tego wyciągać wniosek, że Petelicki został zamordowany albo zmuszony do samobójstwa szantażem? Oczywiście - nie. Ale trzeba bardzo dokładnie zbadać wszystkie możliwości, wariant samobójstwa jest zaś jednym z możliwych. Może nawet nie najbardziej prawdopodobnym.
Nie jest to jednak wniosek oczywisty dla każdego. Weźmy na przykład portal Natemat.pl. Pojawił się na nim tekst opatrzony tytułem „W dwie godziny po śmierci gen. Petelickiego w sieci królowały teorie spiskowe. Dlaczego wszędzie wietrzymy kłamstwo?". W rozumieniu autora tego tekstu teorią spiskową jest każda, która zakłada inną niż samobójstwo przyczynę śmierci generała. Natemat.pl oznajmia: „Nie brakuje też krytyki mediów, które podają informację policji, że przyczyną śmierci było najprawdopodobniej samobójstwo. Jak widać, siedząc za komputerem, wiedzą lepiej niż specjaliści będący na miejscu". Ale, przyznajmy, na pewno nie lepiej niż dziennikarze portalu, którzy zza klawiatury są w stanie stwierdzić, że żadne inne wyjaśnienie poza samobójstwem nie jest dopuszczalne.
Na ratunek ruszyła też „Gazeta Wyborcza". Na jej portalu pojawił się tekst pod tytułem „Oficerowie BOR: Powody samobójstwa generała były w 100 proc. prywatne i nie ma w tej śmierci drugiego dna". Jacy to oficerowie BOR przedstawiają tak kategoryczną opinię? Oto odpowiedź: „Europoseł PO Jacek Protasiewicz nie znał generała osobiście, ale podkreśla, że szanuje jego dorobek. Dodał, że rozmawiał z oficerami BOR-u, którzy znali Petelickiego i wskazywali, że powody były w 100 procentach prywatne i nie ma co szukać w tej sprawie drugiego dna". Tak, to nie żart - „Gazeta" powołuje się na europosła PO, któremu ktoś niezidentyfikowany coś powiedział. I tak dobrze, że nie na panią Helę z warzywniaka.
Czy nie macie państwo poczucia déja vu? Bo ja - owszem. Przedstawianie jako oszołomów wszystkich, którzy chcą tylko rzetelnego śledztwa - mieliśmy to już trochę ponad dwa lata temu. Tamten front jest zresztą wciąż aktywny.