Tym razem cios przyszedł niespodziewanie, i to ze strony koalicjanta. Ale Janusz Piechociński, lider PSL, nie mówi już tylko o rządzie. Twierdzi bowiem, że premierowi wyślizguje się ster także na okręcie o nazwie Platforma Obywatelska. To już nie koalicyjny zgrzyt, ale poważne tarcie w rządowej machinie. A tarcie – jak wiadomo z fizyki – prowadzi do ścierania, czyli do zużycia. Wygląda zatem na to, że koalicja jest coraz bliżej rozpadu. Nikt jednak nie potrafi powiedzieć, kiedy i czy na pewno tryby się zatrą.
Platformie i PSL nigdy nie było ze sobą specjalnie po drodze. Tak naprawdę jest to małżeństwo z rozsądku. W 2007 roku ludowcy zostali zaproszeni do koalicji, bo Platforma nie miała alternatywy. W kolejnych wyborach Polacy stwierdzili, że są z tego małżeństwa zadowoleni. Ale – jak trafnie określił to kilka miesięcy temu Eugeniusz Kłopotek – to małżeństwo jest w separacji. – Pawlak i Tusk rzadko rozmawiają – mówił wówczas polityk PSL.
To samo można powiedzieć także dziś o tandemie Piechociński – Tusk. Każdy ciągnie w swoją stronę. Piechociński chciałby uchwalenia ustawy o odnawialnych źródłach energii, ale Tusk się miga, bo wie, że zyskałby na tym PSL, który dobrze się czuje w sprawach energetyki alternatywnej. Z kolei Tusk usiłuje przekonać Piechocińskiego do zmian w OFE, ale ten stawia warunki. Teraz premier będzie miał jeszcze trudniej, bo sprawy uboju rytualnego i sądów powiatowych lider PSL szybko Platformie nie zapomni.
Nie może zapomnieć, tym bardziej że wewnątrz macierzystej partii Janusz Piechociński wciąż jest pod obstrzałem. Na dodatek w dół lecą słupki poparcia dla ludowców. I choć w jednym sondażu PSL ma tylko 2 proc., a w drugim „aż” 5,1 proc. (czyli przekracza próg wyborczy), to Piechociński nie ma powodów do zadowolenia. Musi pokazać członkom swojej partii, że nie pozwoli, aby Donald Tusk poczynał sobie z nim jak z uczniakiem. Stąd nie powinien dziwić nóż, który wicepremier właśnie wbija w plecy premiera, publicznie go krytykując. Walczy o przetrwanie.
Komentuje Wiktor Ferfecki