Odchodzący prezydent zafundował sobie zupełnie nieoczekiwany passus w podręcznikach historii. Mimo wspaniałej biografii, dobrej opinii, niewątpliwych zasług będzie się odtąd kojarzył z najniższym w historii wynikiem w polskich głosowaniach.
Kto mu podpowiedział taki „majstersztyk"? Nie wiem i w sumie nie chcę wiedzieć. Ale nauczka dla następców jest oczywista. Nieprzemyślane, a więc pochopne decyzje w kluczowych momentach politycznego sezonu bywają bardzo, bardzo bolesne.
Prztyczka w nos dostał też Paweł Kukiz. Lider i główny patron „woJOWników" poległ na własnym pomyśle. Może już do niego dotarło jak ważna jest ta porażka i jak źle rokuje w kontekście rychłych wyborów. Może dotarło nawet coś więcej, że monotematy w polityce świecą światłem dość złudnym i warto mieć szerszy program...
Nic nie zyskał na tym referendum PiS. Nic nie zyskała Platforma. Obie partie w przedreferendalną kampanię raczej się nie angażowały, z natury mając do demokracji bezpośredniej ograniczone zaufanie. Tworząc swoisty oligopol, cały wysiłek skupiają na mechanizmach parlamentarnych, od których zależą i na których... żerują. Kompromitacja demokracji bezpośredniej jest im więc na rękę. Ich liderzy mogą, nie bez racji powiedzieć: a nie mówiliśmy?
Czy coś zyskują PSL, SLD i inni mniejsi gracze? Śmiesznie mała frekwencja może ich tylko upewnić, że spać mogą spokojnie: byle załapać się do Sejmu, a kasa z budżetu na gaz i kanapki się nie skończy.