Wydaje się, że Anglicy ze słynnym hiszpańskim trenerem Unaiem Emerym albo warszawian zlekceważyli, albo nie dość dobrze przeanalizowali ich grę. Bo o ile jeszcze przy pierwszym golu Pawła Wszołka można było mówić, że zawodnicy Aston Villi się nie zorientowali, nie zdążyli wrócić, to później popełniali podobne błędy.
Oglądało się ten mecz z niedowierzaniem. Na Łazienkowską przyjechał zespół oglądany co tydzień z nabożeństwem w telewizji, z komentarzami w rodzaju: „żeby nasi tak grali”. A to właśnie nasi grali, a Anglicy zachowywali się nadspodziewanie słabo.
Czytaj więcej
Drużyna z Warszawy podejmie w czwartek Aston Villę w Lidze Konferencji, a zespół z Częstochowy zmierzy się na wyjeździe z Atalantą Bergamo w Lidze Europy.
Gol Wszołka padł już w trzeciej minucie, co powinno dać strzelcowi szczególną satysfakcję, bo kilka lat temu, jako zawodnik Queen’s Park Rangers nie zyskał w Anglii uznania i wrócił do Polski. Anglicy odpowiedzieli bardzo szybko, co pewnie utwierdziło ich w przekonaniu, że strata to tylko wypadek przy pracy i dopiero teraz pokażą na co ich stać.
Nie pokazali. Legia zagrała znakomicie jako zespół. Nikt nie odstawał, a Josue jako lider wcale nie był szczególnie widoczny. Odpowiedzialność za grę rozłożyła się na wszystkich zawodników. Atakowali nawet obrońcy, a Wszołek bywał także prawym obrońcą. Analitycy Legii na pewno lepiej rozpracowali grę Aston Villi niż ich angielscy odpowiednicy naszą.