Pod Gaugamelą wojska Aleksandra wygrały z 200-tys. armią perską mimo jej pięciokrotnej przewagi. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy w dziejach świata. M.in. w grudniu 1838 nad Krwawą Rzeką, na terenie dzisiejszej RPA, kiedy 670 burskich farmerów i żołnierzy (zaledwie trzech rannych) dało łupnia 20 tys. Zulusów, czy pod Kłuszynem, gdzie nieco ponad 6 tys. żołnierzy Żółkiewskiego rozniosło ponad 30 tys. Rosjan i Szwedów. Zdziwienie? Gdzieżby. Oczywista dla historyków prawda, że do zyskania militarnych przewag liczy się nie tylko liczba wojska, ale również jego uzbrojenie, okoliczności starcia, sojusze i geniusz wodzów.
Czytaj więcej
Prawie połowa badanych przez IBRiS na zlecenie „Rzeczpospolitej" nie chce zwiększenia liczby żołn...
Czyżby Jarosław Kaczyński i Mariusz Błaszczak tego nie wiedzieli? Znów nonsens. Wiedzą świetnie. Obaj są wytrawnymi historykami. Skąd więc pomysł na niemal 300-tys. armię? Zapewne z innych powodów niż ściśle wojskowe. Bo jeśli byłyby ważne te ostatnie, to w pierwszej kolejności należałoby zadbać o status quo, czyli dozbroić istniejące jednostki. A tu wciąż leżymy. Na morzu jesteśmy potęgą głównie w holownikach. Siły powietrzne? Prócz osławionych 48 maszyn F-16 ciągle bujamy się na sowieckich skrzydłach. Siły lądowe? Do pocerowania, m.in. wzmocnienia o jednostki pancerne (amerykańskie abramsy wciąż daleko). A poza tym teatr współczesnej wojny domaga się nowych rodzajów sił zbrojnych. Dronów, robotów pola walki, jednostek specjalnych, sił aktywnych w przestrzeni cyfrowej. To wszystko kosztuje. I to niemało. Eksperci szacują, że gdyby dozbroić w taki sposób 300-tys. armię, wymagałoby to wydatków na poziomie 5–6 proc. PKB.
I tu pytanie, czy nas na to stać? Czy nie ma innych priorytetów w dobie pandemii. Osobiście uważam, że są ważniejsze cele w opiece zdrowia, infrastrukturze czy edukacji. Na pewno trzeba dbać o sojusze. Chuchać i dmuchać na Amerykanów i nasze miejsce w NATO. Dozbroić nowoczesnym sprzętem istniejące jednostki. Dokonać niezbędnych zakupów nowoczesnego sprzętu. To da Polsce poczucie bezpieczeństwa. Nowoczesna armia, a nie rzesze (dobrowolnych) poborowych uzbrojonych w cepy, kosy i kłonice. Sadzę, że podobnie myśli większość rządu i reszty Polaków. Skąd więc pomysł? Chęć wdrapania się na cokoły pomników? A może ot, taka sobie patriotyczna propaganda, której nigdy zbyt wiele.