Że nie było tu drugiego dna, żadnej świadomej decyzji władz państwowych, by celowo zignorować pogrzeb gen. Zbigniewa Ścibora-Rylskiego ps. Motyl, który w momencie śmierci był najwyższym rangą dowódcą Powstania Warszawskiego. Bardzo bym chciał, by okazało się, że po prostu prezydent Andrzej Duda był bardzo zajęty i coś ważniejszego niż wycieczka na zbiórkę harcerską sprawiła, że nie dotarł na Powązki, by towarzyszyć w ostatniej drodze generałowi. Że również premierowi coś wypadło, że minister obrony narodowej miał na głowie sprawy bezpieczeństwa państwowego. Że Jarosław Kaczyński był – być może – na kluczowych badaniach, które nie pozwoliły mu na uczestnictwo w pożegnaniu człowieka, którego dyrektor zbudowanego przez jego brata śp. prof. Lecha Kaczyńskiego nazwał ostatnim z najważniejszych powstańców. I pewnie było też zupełnie fatalnym przypadkiem, że telewizja publiczna nie transmitowała uroczystości pogrzebowych.
Bo przecież kilka dni wcześniej premier, prezydent i prezes PiS uczestniczyli w Krakowie w pogrzebie śp. prof. Marii Dzielskiej. Prof. Dzielska była postacią wybitną i państwowy pogrzeb z najważniejszymi honorami jej się po prostu należał i z pewnością zasłużyła sobie na to, by żegnali ją osobiście głowa państwa, szef rządu i prezes partii rządzącej.
Niestosowne byłoby porównywać zasługi zmarłych, ale tym trudniej zrozumieć, że na pogrzebie gen. Ścibora-Rylskiego Andrzeja Dudę reprezentował wiceszef BBN, premiera – minister Marek Suski, a szefa MON – bukiet kwiatów. Bo przecież trudno byłoby uwierzyć, że politycy PiS byliby tak małostkowi, że pojechali na pogrzeb prof. Dzielskiej, która wspierała PiS, lecz zignorowali pogrzeb powstańca, bo ten był... wobec obecnej władzy krytyczny.
Tak samo jak trudno byłoby wierzyć w to, że prezydent i premier uwielbiają wspominać bohaterów walki o niepodległość, ale najczęściej takich, którzy dawno już umarli i nie mieli możliwości wypowiadać się o sytuacji bieżącej. Bo znacznie łatwiej jest upamiętniać Żołnierzy Wyklętych, których Sowieci zamordowali kilkadziesiąt lat temu, niż uporać się z kłopotliwą sytuacją, że prawdziwy, realny bohater Powstania Warszawskiego, oficer wojska II RP, uczestnik kampanii wrześniowej 1939 r., co jakiś czas wypowiedział się krytycznie o PiS. Trudno uwierzyć, że to działanie celowe, bo oznaczyłoby to coś naprawdę strasznego: że rządzą nami ludzie mali.