Gdyby nie ochrona postawiona przed drzwiami studia, pewnie by wprowadził. Pewnie usiłowałby również wymusić na mnie, bym tak wyreżyserowany przez niego i jego politycznych chlebodawców program poprowadziła. Zapewne nie zgodziłabym się na to i program by się nie ukazał.

W końcu do tego nie doszło, ale ciągle brzęczą mi w uszach skierowane do mnie jego słowa: - Pani może sobie zapraszać, kogo chce, do programu, jak będzie pani miała własną telewizję! Członkiem zarządu, o którym piszę, jest Piotr Farfał, wiceprezes TVP powołany z rekomendacji LPR. Usiłował wprowadzić Janusza Korwin-Mikkego, który do "Forum" nie był zaproszony. Sytuacja niewyobrażalna w żadnej komercyjnej stacji!

Poniedziałkowe "Forum" było dowodem "na żywo", jak niektórzy politycy traktują media, gdy tylko wydaje im się, że mogą sobie na to pozwolić.

Oczywiście może ktoś powiedzieć, że sama sobie jestem winna, godząc się na współpracę z telewizją, której władze były wybierane wedle partyjnego parytetu. Ale ja, owszem, zgodziłam się, ale pod warunkiem że żadne naciski polityczne nie będą wpływały na prowadzony przeze mnie program. Dotąd nikt, z żadnego szczebla władz TVP, zasad tych ani na sekundę nie naruszył. Przyznam, że postawiłam prezesa TVP w trudnej sytuacji. Albo pozwoli na ingerencję w program robiącej dużo szumu Ligi Polskich Rodzin, albo stanie po stronie zasad, czym jednak narazi się na furiackie ataki.

Kierownictwo TVP, wspierając w poniedziałek moją decyzję, wystąpiło jednocześnie w obronie tych wartości, które pozwalają tworzyć normalną publicystykę. Szkoda, że nie rozumie tego lider LPR.