Strach pomyśleć, z czym teraz kto wyskoczy, żeby odwrócić uwagę od Marcinkiewicza. A przecież wyskoczy na pewno – jedna z niewielu rzeczy pewnych w naszej polityce, to że nikt jeszcze nigdy nie powiedział tu niczego tak głupiego, aby inny nie zdołał powiedzieć czegoś jeszcze głupszego.
Zwłaszcza gdy coś się zdarzy i trzeba udawać, że człek w pocie czoła pracuje nad rozwiązaniem problemu. Swego czasu posłowie, tłumacząc wprowadzenie w miastach ograniczenia prędkości do 50 km/godz. (idiotyczne i przez nikogo nierespektowane), przywoływali piratów drogowych, którzy jeżdżą 150. Tego, że kto olewał ograniczenie do 70, ten tak samo zignoruje do 50, politycy zrozumieć nie potrafią. Podobnie jak nie potrafią zrozumieć, że ludzie katujący dzieci łamią także obecnie obowiązujące prawo i policyjne ściganie normalnych rodziców za wymierzenie dziecku klapsa na postępowanie degeneratów nie ma żadnego wpływu.
Co prawda dziennikarze ostro stają z politykami w zawody, zwłaszcza dziennikarze niektórych tytułów i stacji. Reporterka TVN 24, komentując strajk nauczycieli, podkreślała rozmiary sympatii dla protestu: "nawet dzieci, z którymi rozmawiałam, gorąco ten strajk popierają". Niewiele zdarza mi się słyszeć informacji, w które tak łatwo byłoby mi uwierzyć – tak, kto jak kto, ale uczniowie muszą popierać prezesa Broniarza i jego ekipę całymi młodymi sercami, tym goręcej, im więcej im się wczoraj upiekło klasówek. Rozumiecie już państwo, co PO wymyśliła? Specjalnie prowokuje nauczycieli, żeby już teraz pozyskiwać sympatię najmłodszych przyszłych wyborców.