Oto pojawił się pomysł nowy – i jeszcze bardziej obiecujący.

Wpadła nań Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (od połamanego skrótu zwana przez dziennikarzy Gdaką, co jakoś niezwykle do tej instytucji pasuje). "Gdaka" będzie mianowicie urządzać w najbardziej newralgicznych punktach polskich dróg happeningi, pozorując straszliwe, krwawe wypadki drogowe. Początki już zrobiono i instytucja, która – kto jeszcze o tym pamięta – powinna się zajmować budowaniem nowych dróg i remontowaniem starych, bardzo jest z nich zadowolona.

Ma to wyglądać tak: w ruchliwym miejscu kierowcy nagle natykają się na policyjną barierę, wszyscy zwalniają i ścieśnieni na jednym pasie mijają ustawione przez "Gdakę" pomiażdżone wraki samochodów oraz polanych keczupem statystów udających trupy. Ten krwawy spektakl ma w intencji pomysłodawców wstrząsnąć kierowcami i skłonić ich do zdjęcia nogi z gazu. Myśl, że kierowcy przede wszystkim się wkurzą, że się sztucznie dodatkowo utrudnia i tak niezwykle trudny na naszych drogach ruch, że zamiast się uwrażliwić, przeciwnie, zaklną tylko, i być może następnym razem miną prawdziwy wypadek z irytacją, uznając, że to znowu "Gdaka" się wygłupia; że być może ktoś przez to nie doczeka się w krytycznym momencie pomocy – owoż taka myśl oczywiście urzędnikom "Gdaki" do głowy nie przyszła.

Pewnie dlatego, że gdyby byli zdolni do tak przenikliwego myślenia, nie pracowaliby tam, gdzie pracują. Albo po prostu nad wszystkim przeważa jeden, najważniejszy argument: zorganizować przydrożne widowisko "Gdaka" jest w stanie. Ale wybudować jakiejś nowej drogi albo przynajmniej wyremontować starej, jak wszyscy wiedzą, nie.

[ramka]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/10/19/tako-gdaka-%E2%80%9Egdaka/]blogu[/link][/ramka]