Prezes PiS, który dotąd bezlitośnie obchodził się z dziennikarzami, zupełnie nieoczekiwanie zmienił front, był wesoły, skory do żartów i pełen życia. Zapewne życzliwi już donieśli, jakie epitafium napisał w nowej książce Ludwik Dorn: „Ze smutkiem i bez satysfakcji muszę stwierdzić, ta czaszka już się nie uśmiechnie”. Były trzeci bliźniak musiał minąć się w hallu TVN z Jarosławem Kaczyńskim, bo na pytanie Bogdana Rymanowskiego, czy nie za wcześnie pogrzebał prezesa, Dorn odpowiedział: „Ja w ogóle go tak pospiesznie do grobu nie składam”.
Jak to nie! Kolejne cytaty literata Dorna nie pozostawiają wątpliwości: „Sądzę, że pan Jarosław Kaczyński stracił ten chłód, zaczął karleć, maleć. Jego potężne zalety zaczęły się przemieniać w wady z chwilą, kiedy jego brat został Prezydentem RP”.
Nawet najwięksi przeciwnicy PiS nie mogą się zgodzić, że prezes zaczął „karleć, maleć”, bo to po prostu niemożliwe. Ale najsmutniejsza jest elegia: „Prezes Jarosław Kaczyński załamał się psychicznie, moralnie, intelektualnie i politycznie pod ciężarem prezydentury swojego brata”.
Sposób myślenia pisarza Ludwika D. trochę wyjaśnia doktryna, której hołduje: „Ja rozumuję w sposób dosyć prosty, a rzeczy istotne w polityce niekoniecznie muszą być zawiłe”.
W tym roku na literackiego Nobla nie ma już szans, ale w przyszłym za dokonania w nurcie literatury funeralnej, czemu nie.