Reporterzy „Gazety Polskiej" opisali plotki na ten temat, dorzucili anonimowe relacje o tym, że wdowa po oficerze miała jakoby opowiadać znajomym o rozmowie z mężem, a teraz „nagle z nieznanych powodów zamknęła się w sobie i odmówiła rozmowy". A potem zadzwonili do brata wyżej wspomnianego oficera BOR. Ten jednoznacznie stwierdził, że takiej rozmowy nie było. Jednak dziennikarze „GP", niezrażeni tą odpowiedzią, postawili w swoim tekście bezkompromisowe pytanie: Jak to możliwe, że polska prokuratura nie podjęła dotychczas tego kluczowego wątku?

Przykro to pisać, ale koledzy z „Gazety Polskiej" złamali wiele standardów zawodowych i zdroworozsądkowych. Pomijam rozważania nad tym, czy ofiary po wypadku żyły i mogły dzwonić. Ale jak można publicznie bez śladu dowodu na to dawać do zrozumienia, że wdowa po oficerze coś ukrywa? To żywy, cierpiący człowiek. Jeśli nie wiecie, koledzy, jakie mogą być „nieznane powody", dla których wdowa „zamknęła się w sobie", to przypominam wam, że pół roku temu straciła męża w katastrofie.

To już nie jest jazda po bandzie. Wypadliście daleko za bandę.