Przede wszystkim skierowanie zawiadomienia o niczym nie przesądza. Na razie lotnicy są niewinni i takimi pozostaną, bo o winie decyduje sąd. Dobrze, że sprawa wkroczyła na drogę prawną i załoga będzie miała możliwość dowieść swoich racji.
Dobrze, że historia nie zakończy się więc na jakimś postępowaniu dyscyplinarnym, gdzie wojskowi są sędziami we własnej sprawie. Mamy prawo wojskowym nie ufać. Przypomnijmy, że ich komisja wydała w sprawie jaka-40 dwa zupełnie różne werdykty. W czerwcu zeszłego roku uznała, że załoga nie popełniła błędów. Siedem miesięcy później, że jednak złamała regulamin schodząc poniżej minimalnej dopuszczalnej wysokości.
Do załogi jaka-40 prokuratorzy będą mieli wiele pytań. Choćby o to, dlaczego kapitan nie zareagował na komendę kontrolera nakazującego mu przerwanie lądowania i odejście na drugi krąg. Dlaczego mimo to pilot zniżał maszynę i 25 sekund później szczęśliwie wylądował (dostając za to zresztą od rosyjskiej wieży pochwałę: "Zuch!").
Czy to przykład dezynwoltury w podejściu do przepisów, regulaminów, zasad panujących wśród wojskowych? Czy takim samym przykładem jest zapis rozmowy załogi jaka z prezydenckim tupolewem: "Tutaj jest piz..., ale możesz spróbować".