Choćby nie wiem jak człowiek uciekał od drwiny, to właśnie ten dowcip przychodzi na myśl, gdy czyta o Rycerzach Kolumba w Polsce. Zacne to katolickie bractwo chce grupować niezłomnych obrońców wdów i sierot, ale u nas podzieliła ich polityka. Najpierw rycerze pisowscy (Dziedziczak, Wąsowski) wywalili platformerskich (Raś, Szczerba), bo ci niewłaściwie głosowali w Sejmie. Platformersi się odwołali, więc zniecierpliwiona góra zawiesiła i jednych, i drugich. Obrażeni pisowcy odeszli, zakładając swój zakon, też jak najbardziej rycerski.
I tu można by sobie pozwolić na zgryźliwy komentarz, jak to dorośli panowie pomylili rycerskość z przedszkolnymi zabawami w rycerzy, i na inne kpiny. Sprawa jest jednak poważniejsza, bo pokazuje, jak daleko zaszło zaczadzenie polityką. Już nie tylko swoich naukowców i intelektualistów, nie tylko celebrytów i artystów, ale każda ze stron będzie mieć swoje zakony, biskupów i księży...
Kolejny przykład, też ze świata polityki. Oto po pokazie "Czarnego czwartku" posłowie PiS z prof. Ryszardem Terleckim na czele odmówili udziału w dyskusji, bo prowadzącym był Jerzy Fedorowicz z PO, a ich prezydent podejmuje gen. Jaruzelskiego. Oburzony Fedorowicz (lat 64) powiedział, że ma zawał serca, ale wcześniej zdążył jeszcze nazwać kolegów z PiS "dupkami".
Istotnie wizja Bronisława Komorowskiego, który obejmuje patronat nad filmem będącym hołdem dla ofiar Grudnia '70, a jednocześnie podejmuje w pałacu tychże ofiar kata jest cokolwiek aberracyjna, ale co ma do tego nieszczęsny Fedorowicz? Tego Terlecki nie wyjaśnia, bo też zamiast wyjaśnień obaj skądinąd lubiani przeze mnie i zasłużeni panowie mogą oddać się temu, co ich partie lubią najbardziej: obrażaniu, pluciu, oskarżeniom.