Najnowszą gwiazdą na transferowym rynku jest Bartosz Arłukowicz, który czmychnął z obozu SLD na stanowisko rządowego pełnomocnika do walki z wykluczeniem. Opuścił obóz lewicy, a nie samo ugrupowanie, bo w Klubie Sojuszu zasiadał jako bezpartyjny. Zapewne odnajdziemy go na listach Platformy.
No cóż – SLD, które szydzi, że Arłukowicz połakomił się na rządową limuzynę, nie powinno być zaskoczone. Grzegorz Napieralski zwodził go od miesięcy, nie ujawniając, jakie miejsce na listach SLD chce mu przyznać i w którym okręgu.
Ale też Arłukowicz sam nigdy nie mógł zdecydować, czy chce być politycznym singlem, czy też planuje zawalczyć o przywództwo na lewicy. Teraz trafi do rezerwy kadrowej PO, która lubi mieć w swoich szeregach najrozmaitsze postacie. Cztery lata temu Platforma wykorzystała w ten sposób – bez sukcesu – Mariana Krzaklewskiego, a dziś utrzymuje na stanie etosowców jak Antoni Mężydło czy konserwatystów jak Paweł Zalewski.