Że krótko po katastrofie ogłoszono (w Polsce i w Rosji) jako oczywisty fakt, że Błasik był w kabinie pilotów? Że potem, dodatkowo, upubliczniono stenogramy w których pewne wypowiedziane w kokpicie słowa przypisano właśnie generałowi? I przez dłuższy czas obecność Błasika w kabinie pilotów nie była kwestionowana w zasadzie przez nikogo, dyskutowano co najwyżej o tym, czy będąc w kokpicie dowódca lotnictwa naciskał, czy nie naciskał?
Że dużo potem, w ostatnim miesiącu, okazało się najpierw, że słowa przypisane generałowi polscy eksperci przypisują teraz komuś innemu? A potem - że nikt spośród tych, którzy kiedyś podpisali się pod stenogramem nie przyznaje się, że to on rozpoznał na taśmie głos Błasika? A jeszcze potem - że ciało generała znaleziono nie w żadnym "kokpicie", bo ten się nie zachował, tylko w sektorze, uznanym za pokrywający się między innymi z kokpitem, w sektorze w którym znajdowały się szczątki jednego z członków załogi, ale zwłoki pozostałych pilotów były zupełnie gdzie indziej?
Innymi słowy: że stan powszechnej wiedzy w kwestii pt. "Błasik w kokpicie" przedstawiał się tak, iż najpierw przez długi czas niemal wszyscy byli przekonani, iż generał w czasie lądowania tam przebywał, a dużo potem okazało się, że nie tylko nie ma żadnego twardego dowodu na rzecz tej tezy, ale też przemawia za nią wyłącznie co najwyżej jedna, bardzo wątła poszlaka?
Jeśli tak Państwo uważacie, no to niestety pamięć Was zawodzi.
Jak było naprawdę, przypomniał nam w "GW" Roman Imielski, komentując zdymisjonowanie pułkownika Edmunda Klicha.