I znów ma kłopoty. A wraz z nim całe Polskie Stronnictwo Ludowe.
Tym razem nie chodzi jednak o przekroczenie prędkości, jazdę bez dokumentów czy podawanie się za eurodeputowanego. Sprawa jest poważniejsza. Koledzy ze związku, któremu Serafin przewodzi, zarzucają mu, że bezprawnie zagarnął 3 miliony złotych. Kwota niemała.
Oczywiście Serafin twierdzi, że jest niewinny, że to tylko pomówienia, a on zawsze działał dla dobra rolników, itp. Raz, drugi można w to uwierzyć, ale kiedy historia powtarza się co kilka miesięcy, trzeźwo myślącemu człowiekowi powinna zapalić się w głowie czerwona lampka – coś jest nie tak. Ktoś tu mija się z prawdą.
Ale we władzach PSL lampka nikomu się nie zapala. Serafin robi, co chce. Z partii wyrzucić się nie daje – ostatnio nagany udzieliło mu koło, na którego czele sam stoi, więc sąd koleżeński nie mógł go ukarać drugi raz. Wygląda na to, że szef kółek rolniczych wodzi liderów partyjnych za nos.
Patrząc na ludowców z dystansu, chyba nikt nie ma wątpliwości, że gra idzie o większą stawkę. W tej partii niemal wszyscy ze sobą walczą. A to Piechociński z Pawlakiem, a to Kalemba z Sawickim (ostatnio coraz głośniej mówi się o jego powrocie do Ministerstwa Rolnictwa).