Seria wpadek – począwszy od zaniedbań w Smoleńsku, poprzez brak kontroli nad zwiedzającymi Kancelarię Premiera w czerwcu tego roku, skończywszy na jajku na prezydenckiej marynarce w Łucku – każe postawić pytanie o profesjonalizm tej formacji. Odpowiedzi szukał niedawno zespół kontrolny powołany przez resort spraw wewnętrznych. Ustalono, że w BOR występują błędy w szkoleniach i niektórych procedurach. Wkrótce ma zostać wdrożony program naprawczy, który ma uzdrowić sytuację w służbie.

Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nikt w BOR nie wyciągał wniosków z wcześniejszych wpadek? Czemu natychmiast nie podejmowano prób naprawy wadliwych procedur? Wreszcie dlaczego wobec nikogo nie wyciągnięto żadnych konsekwencji? Mało tego, szefowi skompromitowanej formacji – generałowi Marianowi Janickiemu – najpierw daje się kolejną gwiazdkę na pagonie, a potem pozwala odejść ze służby, ale wciąż pozostawia się go w tzw. dyspozycji kadrowej i wypłaca wynagrodzenie. Za zaniedbania w Smoleńsku pracę stracił wprawdzie wiceszef BOR generał Paweł Bielawny – postawiono mu nawet zarzuty – ale zapewne za moment się z nich oczyści.

Wygląda na to, że kierownictwo formacji bardziej było zajęte cichą wojną z innymi służbami, które chciały przejąć część ich kompetencji, niż prawdziwą pracą. Ochraniali i ochraniają ich przy tym politycy, o których bezpieczeństwo dbają. Dlaczego? Bo funkcjonariusze BOR wiedzą o nich bardzo dużo. Znają ich grzeszki, potknięcia i wiedzą, że wystarczy mały przeciek, by kariera tego czy innego polityka legła w gruzach. Biuro to w końcu niebezpieczna służba, która nie tylko broni, ale może też całkiem niespodziewanie ukąsić.

Z nieprawidłowościami w BOR jest trochę podobnie jak z zakupem nowych samolotów do przewozu najważniejszych osób w państwie. Od wielu lat wszyscy wiedzieli, że rządowe śmigłowce to latające trumny. Nawet wypadek Leszka Millera nikogo niczego nie nauczył. Kolejne ekipy rządzące odkładały zakup nowych maszyn w czasie. Aż doszło do śmierci polskiego prezydenta oraz lecącej z nim delegacji. Wtedy wycofano stare maszyny i wdrożono program naprawczy. W BOR jest podobnie. Niby wszyscy widzą zaniedbania, ale nikt nie chce się wychylić, by formację poddać głębokiej reformie. Oby tylko w końcu nie było za późno.