Z jednej strony osobny start dwóch lub trzech bloków opozycyjnych to dobra wiadomość dla sztabowców PiS. Jeśli do wyborów idą osobno, licząc na jak najlepszy indywidualny wynik, narracja o tym, że w Polsce jest jakaś wyjątkowa sytuacja, zaczyna się sypać. Gdyby nasz kraj stał na progu dyktatury, odpowiedzialne partie, które twierdzą, że chcą bronić demokracji przed zamordystycznymi zapędami prawicy, nie powinny patrzeć na własne ambicje, lecz ruszyć do wyborów razem. Jeśli do wyborów idą osobne koalicje partii opozycyjnych, to znaczy, że mamy do czynienia z normalnymi wyborami w normalnym demokratycznym państwie – będzie mógł przekonywać PiS – a straszenie końcem demokracji straci moc, podobnie jak ostatnia kampania wyborcza pokazała, że straszenie polexitem przestało działać.