Przydarzyło mi się to ostatnio podczas konferencji prasowej premiera Donalda Tuska, który dzieląc się z dziennikarzami troską o swoją rodzinę, odczytał esemesy z pogróżkami, jakie dostają on oraz jego córka.
Przyjrzyjmy się chwilę oświadczeniu premiera. Tusk twierdzi, że jego rodzina nie ma na co dzień żadnej ochrony, a to, iż BOR teraz towarzyszy jego córce, jest efektem ubocznym owych pogróżek.
Jeśli to prawda, mamy potwierdzenie legendarnego wręcz profesjonalizmu tej służby. Jego dowody BOR dał w Smoleńsku (sprawdzanie lotniska) i na Ukrainie (napaść na prezydenta Bronisława Komorowskiego). Oczywiście przepisy mówią, komu przysługuje ochrona (premierowi, nie jego najbliższym), ale nie wyobrażam sobie, by w dobrze rządzonym kraju rodzina prezesa Rady Ministrów nie była pod nadzorem służb. Możliwości są zatem dwie. Albo premier nie mówi całej prawdy, albo BOR niekoniecznie zajmuje się tym, czym powinien.
No i kwestia druga. Groźby dostają niemal wszyscy najważniejsi politycy w kraju (mówił o tym m.in. były premier Józef Oleksy, a Jarosław Kaczyński przez lata korzystał z ochrony). Jednak żaden z nich o tym do tej pory publicznie nie informował, może dlatego, żeby nie zachęcać ludzi niezrównoważonych psychicznie do tego typu działań.
Donald Tusk złamał tę regułę. ?Z powodu troski o bezpieczeństwo rodziny? Bez żartów. Z powodu kampanii wyborczej. Zapewne przypadkiem odczytał akurat te esemesy, których autorzy mówią ?o zemście za Smoleńsk.