Arkadiusz Malarz nie miał wyjścia - musiał odbić piłkę poza polem karnym a za to kara jest jedna: czerwona kartka. Od tego zaczęły się nieszczęścia Legii. Pierwszy gol z rzutu wolnego Barry'ego Douglasa, nim rezerwowy bramkarz Dusan Kuciak zdążył się rozgrzać. Drugi, cztery minuty później - po błędzie w ustawieniu obrońców, wykorzystanym przez Kaspara Hamalainena, który otrzymał świetne podanie od Karola Linetty'ego. O Legii dobrze świadczy, że mimo strat goli i zawodnika starała się atakować. Efektem był gol Michała Kucharczyka.
Zapamiętamy ładne bramki i to wszystko. Niewiele było akcji, które kończyły się strzałami po kilku składnych podaniach. Legia zagrała bez środkowego napastnika. Jej obrona jest wciąż dziurawa. Dobrze grali na skrzydłach Michał Żyro i Michał Kucharczyk, Ondrej Duda też nie zawodzi.
W takim meczu można się pokazać. Niewielu młodych piłkarzy to wykorzystało. Żyro i Kucharczyk na pewno, Linetty również, Dawid Kownacki tym razem w mniejszym stopniu.
Jest duże prawdopodobieństwo, że Legia spotka się z Lechem w finale rozgrywek o Puchar Polski. W półfinale legioniści grają z Podbeskidziem a lechici z Błękitnymi Stargard Szczeciński. Jeśli faworyci zwyciężą, to 2 maja spotkają się na Stadionie Narodowym. Może to będzie finał lepszy niż niedzielny mecz w Poznaniu.