Mało kto zauważył w Polsce (w pozostałej części Europy było już inaczej) że dzisiejsze posiedzenie ministrów spraw zagranicznych UE może dać początek do rozpoczęcia unijnej wojny. Nie wojny dyplomatycznej, nie kolejnej odsłony politycznych zmagań z Rosją o Ukrainę, lecz wojny z Państwem Islamskim.
Brytyjski dziennik "Guardian" ujawniał wczoraj treść wewnętrznego raportu Unii Europejskiej przygotowanego na dzisiejsze spotkanie szefów MSZ NATO. Wynika z niego, że Państwo Islamskie zarabia kilkaset milionów euro rocznie na przerzucie nielegalnych imigrantów z kontrolowanych przez IS wybrzeży Libii do Europy.
W tym roku na wodach Morza Śródziemnego zginęło już 50 razy więcej imigrantów płynących do UE niż przez cały poprzedni rok (oczywiście to obejmuje tylko te tragedie, o których wiemy). Polskie media dyskutują o propozycji Komisji Europejskiej narzucenia kwot imigrantów przyjmowanych przez poszczególne kraje członkowskie,
Dużo ważniejsza dyskusja toczy się jednak z dala od mediów. Dla Włochów i Hiszpanów najpoważniejszym zagrożeniem nie są tysiące nielegalnych imigrantów szukających lepszego życia, lecz bojownicy IS przypływający do UE na pokładzie statków przemytników. IS otwarcie zapowiedział inwazję na Włochy i dlatego właśnie plan unijnej wojny tak mocno popiera szefowa dyplomacji UE Federica Mogherini.
Plan przewiduje ataki lotnicze i morskie na bazy przemytników w północnej Libii. Możliwe jest także użycie sił lądowych, choć Mogherini temu zaprzecza. Jeśli jednak UE zdecyduje się na operację militarną - a dziś w Luksemburgu ma zapaść decyzja o powstaniu kwatery głównej tej operacji - to użycie choćby sił specjalnych na lądzie jest nieuniknione.