Szefowa Kancelarii Prezydenta RP Małgorzata Sadurska ogłosiła, że prezydent wciąż czeka na szefową MSW, by dowiedzieć się, jakie było stanowisko polski na wtorkowej Radzie UE. Sadurska wbiła przy okazji szpilę premier Ewie Kopacz, która w środę mówiła o awanturnictwie politycznym prezydenta. Skoro bowiem zaproszenie dla ministra ma być awanturą polityczną, to czym byłoby spotkanie prezydenta z premierem, którego Ewa Kopacz się tak domaga? Kolejny zabawny fragment wypowiedzi Sadurskiej, to ten, w którym mówiła, że prezydent apeluje, by nie krytykować Piotrowskiej, za to, iż odrzuciła jego zaproszenie, ponieważ to nie ona podjęła tę decyzję.

Sęk w tym, że intencje prezydenta wcale nie muszą być wyłącznie dobre. Jeśli rzeczywiście chciał wiedzieć, jakie jest stanowisko rządu, mógł zaprosić Piotrowską np. przed Radą UE. Nie sposób też zignorować argumentów PO, że negocjacje prowadził cały rząd - zarówno kancelaria premiera, jak i MSZ oraz MSW. Stąd też gotowość Kopacz, wraz z ministrami spraw zagranicznych i wewnętrznych, do wspólnego spotkania z prezydentem.

Ten jednak nie chce się spotkać z Kopacz, by nie dowartościowywać liderki konkurencyjnej wobec swego środowiska partii politycznej. Mówił o tym niemal wprost wiceprezes PiS Mariusz Kamiński obwieszczając, że Duda spotka się premierem, ale dopiero za miesiąc i w dodatku z tym, który obejmie urząd po wyborach 25 października.

Ale też rząd upierając się, by minister Piotrowska nie szła do Dudy, dobrze wie, co robi. Kopacz ponawia propozycje spotkania z prezydentem wiedząc, że ten nie ma interesu, by się z nią spotkać. Platforma gra więc swoją, dobrze znaną z lat 2007-2010 grę. Wszak wojna prezydenta z rządem jest doskonałym narzędziem polaryzowania społecznych emocji. Biorąc pod uwagę fakt, że Duda nie cieszy się wcale fenomenalnymi ocenami (po miesiącu kadencji ocenia go dobrze mniej respondentów, niż miało to miejsce w przypadku wcześniejszych prezydentów), wojna taka na krótką metę może być dla Platformy korzystna. Dlatego też pewnie rząd zdecydował się na pół kroku w tył i minister Piotrowska przyjęła czwartkowe zaproszenie od prezydenta.

Kłopot w tym, że choć wisty i ciosy z obu stron dowodzą inteligencji i wywołują uśmiech, sprawa wcale śmieszna nie jest. Decyzja o przyjmowaniu uchodźców to sprawa nie tylko rządu Ewy Kopacz, ale również kolejnego rządu oraz całego państwa. Równocześnie i prezydent, i Platforma, i PiS mają interes, by tę sprawę zmienić w paliwo kampanijne. Tyle tylko, że nic dobrego z tego dla Polski nie wyniknie. Wchodzimy bowiem w kolejną odsłonę sporu PO i PiS, od czego problem Europy z uchodźcami nie zostanie rozwiązany. Wspólne, bez kamer i błysków fleszy, spokojne spotkanie rządu z prezydentem w tej tak ważnej sprawie, byłoby dla Polski lepsze niż komedia, którą obserwujemy. To pierwszy tak poważny test, by sprawdzić, czy prezydent, premier, PO i PiS myślą o dobru państwa, czy tylko o własnej pozycji politycznej.