Opuszczają za to szpitale. Na znak protestu będą pracować tyle, ile przewiduje kodeks pracy. Tylko tyle. Wiedzą, że to wystarczy, by cały system zatrząsł się w posadach. Od lat łatany był przecież pracą ponad siły ich starszych kolegów, którzy jeszcze zgadzali się na kilka dyżurów z rzędu, w pocie czoła dorabiali się, by spłacać raty za mieszkanie w kredycie i samochody.
Młodsi już nie chcą. I wygłaszają rewolucyjne hasła: „Nie jesteśmy robotami. Chcemy żyć" – mówią. Tego się nie da zasypać kilkoma banknotami. Rezydenci wymyślili formę protestu, która jest wyjątkowo dolegliwa dla rządzącej w Polsce większości. Bo przecież nie chodzi tylko o ministra Radziwiłła.