Jak podaje NSZZ Solidarność 5 kwietnia mają się odbyć negocjacje płacowe pomiędzy zarządem Jeronimo Martins Polska - właścicielem sieci Biedronka - i związkiem. Tymczasem 3 kwietnia pracodawca poinformował media o decyzji dotyczącej podwyżek płac dla pracowników. - Rzeczywiście płace wzrosną, ale w stopniu znacznie odbiegającym od oczekiwań pracowników. Ponadto wprowadzono inne zmiany w systemie wynagrodzeń, na których znaczna część pracowników straci – mówi Piotr Adamczak, przewodniczący Solidarności w Biedronce. Sieć wczoraj poinformowała, że po raz trzeci w ciągu ostatnich 12-miesiecy podnosi pracownikom wynagrodzenia.
Związek podaje, że według komunikatu Jeronimo Martins minimalna płaca pracownika na stanowisku kasjer-sprzedawca została podniesiona w Biedronce do poziomu 2450 zł brutto. - Jednak 350 zł z tej kwoty to nagroda za 100 proc. frekwencji pracownika w danym miesiącu. Nie jest to więc podwyżka zasadniczego wynagrodzenia. Znaczna część pracowników naszej firmy to matki wychowujące małe dzieci. Dla nich ta nagroda będzie często nieosiągalna – mówi Piotr Adamczak.
Jak wskazuje, podwyżek nie dostaną wszyscy pracownicy – Będą one uzależnione od oceny pracy. W ten sposób pracownicy są podwójnie karani, bo od tego wskaźnika uzależnione jest również przyznanie pracownikowi nagrody rocznej – podkreśla Adamczak.
Od 1 kwietnia w sieci Biedronka wzrosły również minimalne płace dla pracowników ze stażem pracy wynoszącym co najmniej 1 rok i 3 lata. Jednocześnie jednak pracodawca zlikwidował obligatoryjny wzrost wynagrodzeń dla pracowników, którzy przepracowali w firmie 5 i 10 lat.- Doświadczeni pracownicy zamiast zyskać stracą, a to oni są motorem napędowym tej firmy i zasługują na to, aby być docenieni przez pracodawcę – zaznacza Piotr Adamczak.
Od stycznia w sieci Biedronka wprowadzono bez konsultacji ze związkami zawodowymi nowe zasady dotyczące miesięcznych premii, które są znacznie mniej korzystne dla pracowników. - Zostało to skonstruowane w taki sposób, że mało kto będzie w stanie dostać premię. Np. gdy do danego sklepu nie dojedzie cały zamówiony towar, pracownicy nie zrealizują planów sprzedażowych i stracą premię. Takich absurdów jest znacznie więcej – tłumaczy przewodniczący zakładowej „S".